Rozdział 14: Przedstawienie czas zacząć! Spektakl grozy na Ziemi!
* * *
Ziemia, nieznane pustkowie, po zachodzie słońca.
Piccolo przesiaduje w samotności na kamieniu, jednak nie wydaje się medytować, tak jak zwykł robić w takich sytuacjach. Nameczanin jest w niedbałej pozycji i wspiera głowę na dłoni. Ewidentnie zastanawia się nad czymś intensywnie. Jest niespokojny. Po chwili podnosi wzrok do nieba i ciężko wzdycha.
Piccolo przesiaduje w samotności na kamieniu, jednak nie wydaje się medytować, tak jak zwykł robić w takich sytuacjach. Nameczanin jest w niedbałej pozycji i wspiera głowę na dłoni. Ewidentnie zastanawia się nad czymś intensywnie. Jest niespokojny. Po chwili podnosi wzrok do nieba i ciężko wzdycha.
PICCOLO
stukając palcami w kamień, na którym siedzi
Kończy ci się czas, Son… Gdzie ty się podziewasz?
marszczy brwi
Przecież nikt nie mógł cię zatrzymać, prawda…?
Piccolo wstaje na równe nogi i rozgląda się nerwowo, jakby kogoś wypatrywał i nie wiedział, z której strony może przybyć.
PICCOLO
cicho, do siebie
Jakbym nie miał wystarczająco wielu zmartwień… Moje Smocze Kule miały nam pomóc, a nie posłać wszystkich na tamten świat.
wbijając wzrok w ziemię pod sobą
To właśnie dzięki nim mieliśmy móc dalej żyć tak, jak dawniej. Oczywiście, musiałem po drodze popełnić błąd.
położywszy sobie dłoń na piersi
Tworzę jedno z Wszechmogącym, uzdrowicielem, ale także z Nailem, wojownikiem. Ba, sam także jestem wojownikiem. Czy to dlatego nie mogłem stworzyć normalnego zestawu Kul?
ponuro
Nie powinienem był móc stworzyć żadnego, a jednak to się udało. To wypaczenie porządku natury musiało się tak skończyć… Kiedy Son wróci… będę musiał…
marszczy brwi i mówi z determinacją
Nie, jeszcze nie teraz…! Taka informacja, zaraz po tym, jak ledwo uniknięto zagłady planety?
wybucha złością
Niech to szlag! Wszystko miało być inaczej! Nie mogę wyznać prawdy teraz, ale wcześniej też nie mogłem…
spokojniej
Muszę czekać. Minie miesiąc, może dwa i wszystko wyjawię. Do tego czasu… nic nie powinno się stać.
Po ciemnym niebie przelatuje jakaś niezwykle jasna smuga, jakby kometa albo spadająca gwiazda. Piccolo jednak wzdryga się i natychmiast zwraca się w stronę, gdzie jest ona widoczna. Blask wkrótce znika, ale to przelotne mgnienie wystarczyło Nameczaninowi.
PICCOLO
zamyślony
To nie mógł być meteor…
niemal bezgłośnie, z obawą
Meteory nie mają w sobie Ki…!
Nameczanin w jednej chwili wzbija się w powietrze i znika w oddali. Na miejscu, w którym przed chwilą stał, pozostaje tylko wzbity przez niego tuman kurzu.
* * *
Wieczór, obrzeża Zachodniej Stolicy. Na niebie są już widoczne gwiazdy.
Na plaży, nad brzegiem morza znajdują się Son Goten i Melissa, jego dziewczyna, wśród przyjaciół znana przede wszystkim jako Meris. Ona jest ciepło ubrana i siedzi z założonymi rękami, opierając się na metalowej barierce, zaś on stoi lekko odziany i z zadowoleniem spogląda na lekko falującą wodę, na powierzchni której migocze odbity blask księżyca. Od dłuższej chwili trwają tak w ciszy.
Na plaży, nad brzegiem morza znajdują się Son Goten i Melissa, jego dziewczyna, wśród przyjaciół znana przede wszystkim jako Meris. Ona jest ciepło ubrana i siedzi z założonymi rękami, opierając się na metalowej barierce, zaś on stoi lekko odziany i z zadowoleniem spogląda na lekko falującą wodę, na powierzchni której migocze odbity blask księżyca. Od dłuższej chwili trwają tak w ciszy.
MERIS
przerywa milczenie; z uniesioną brwią
Widzę, że uśmiech nie schodzi ci z twarzy…
GOTEN
pogodnie
Mam się z czego cieszyć.
MERIS
zaciekawiona
Mnie również humor dopisuje, ale jestem ciekawa, czy z tego samego powodu, co tobie.
GOTEN
wzdycha i odwraca się do Meris, nie przestając się uśmiechać
MERIS
przewraca oczami na poły żartobliwie
GOTEN
lekko zaczerwieniony
Po prostu nie mogę uwierzyć, że to już tak długo trwa i jest tak dobrze.
MERIS
zaciekawiona
Co oznacza "to "…?
GOTEN
z trudem
"To " oznacza… nas… Rozumiesz… chyba…?
MERIS
zaśmiawszy się głośno, mówi z pewną ironią, ale lekką i życzliwą
Tak, rozumiem! Po prostu nie wierzysz w swoje szczęście.
GOTEN
opuszcza wzrok; mówi lekko zawstydzony
Można tak powiedzieć…
MERIS
wstaje, po czym daje niestawiającemu oporu Gotenowi prztyczka w nos
Hej, głowa do góry! Mówili mi, że wielki z ciebie kobieciarz, a ty zachowujesz się, jakbyś był na pierwszej randce!
GOTEN
posłusznie wyprostowuje się
Żaden kobieciarz… Po prostu mam na swoim koncie wiele spudłowanych strzałów, a raczej… sam dałem się trafić nieodpowiednim osobom!
MERIS
pogodnie
Kto nie gra, ten nie wygrywa! Może jakbyś nie był taki kochliwy, to nigdy byśmy na siebie nie trafili.
GOTEN
uśmiecha się znowu
Może.
po chwili milczenia
Nawet nie wiem, dlaczego tym razem zadziałało… Nic nie rozumiem.
MERIS
beztrosko
A myślisz, że ja wiem? Może urodziliśmy się pod tą samą gwiazdą, czy coś takiego… Dogadujemy się ze sobą, oto cała filozofia!
GOTEN
uśmiecha się, rozbawiony
Wierzysz w to… z tą gwiazdą?
MERIS
parsknąwszy śmiechem
Pewnie, że nie! Co za pytanie…
GOTEN
pewnie
Ja… też nie! Gdyby tak było, to bylibyśmy do siebie bardziej podobni.
MERIS
zaskoczona
Chyba nie różnimy się aż tak bardzo.
GOTEN
zamyślony
Mamy inne zainteresowania… Ja tańczę – ty nie tańczysz. Ja znam sztuki walki – ty nie znasz…
MERIS
obruszona
No bez przesady! Może nie tańczę, ale też kocham muzykę, zapewniam cię! A z tymi sztukami walki to… przynajmniej uważam to za fajowe…!
mniej pewnie
Chyba…
wybucha śmiechem
GOTEN
całkiem poważnie
Widzisz, różnimy się…
MERIS
szturchając Gotena
Niech ci będzie! Różnimy się, ale w takim razie widocznie się dopełniamy…!
GOTEN
znowu wpada w zamyślenie
Dopełniamy, tak…?
MERIS
wzdycha, nieco zniecierpliwiona
Nie myśl o tym tyle.
GOTEN
z nieco gorzkim grymasem
Jak mam bez myślenia zapobiec temu, bym tego wszystkiego nie zepsuł?
MERIS
opiera głowę na ramieniu Gotena
Zacznij od postanowienia, że będziesz ze mną rozmawiał w razie jakichkolwiek problemów, wątpliwości… W końcu to się nazywa "bycie razem ", nie?
śmieje się
To chyba zabrzmiało trochę głupio…
GOTEN
z rozbrajającą szczerością
Może, ale nie mam wyczucia w tych sprawach!
odetchnąwszy z ulgą
W każdym razie… akceptuję twoją radę.
MERIS
uśmiechnięta
Twoja poważna strona też jest sympatyczna, wiesz…?
Goten odwzajemnia słowa Meris tylko przyjaznym spojrzeniem. Oboje patrzą na siebie nawzajem, trwając tak przez chwilę w ciszy.
Niespodziewanie ich spokój przerywa huk, ale jakby stłumiony, dochodzący z oddali. Dziewczyna jest tym tylko nieco zaciekawiona, natomiast Son Goten, jakby zaalarmowany, zwraca się w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
Niespodziewanie ich spokój przerywa huk, ale jakby stłumiony, dochodzący z oddali. Dziewczyna jest tym tylko nieco zaciekawiona, natomiast Son Goten, jakby zaalarmowany, zwraca się w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
MERIS
spogląda na Gotena
Wiesz, co to było?
GOTEN
dalej patrząc w dal, jakby mocno skupiony
Nie wiem… Zdaje mi się, jakbym coś poczuł, ale… nie, niemożliwe…
potrząsa głową
Nie poczułem niczego, prawda…? Mogłoby pojawić się i zniknąć tak szybko?
MERIS
dostrzega skupienie Gotena
Hej, martwi cię to? Rozumiem, może to jakiś wypadek…
GOTEN
otrząsa się z zamyślenia
Nie, nie martwię się, spokojnie…
MERIS
staje naprzeciwko Gotena i spogląda mu w oczy
Pamiętaj, jeśli tylko coś cię trapi…
GOTEN
z uśmiechem, ale stanowczo
Chodźmy stąd. Znajdziemy sobie ciekawsze miejsce.
MERIS
zaskoczona
Och…
po krótkiej chwili namysłu
Coś w tym jest! O tej porze na plaży tylko bardziej zmarznę. Trzeba przyjść innym razem, w ciepły dzień…
pogodnie
To… gdzie chciałbyś iść?
GOTEN
pogodnie
Nie jesteś głodna?
MERIS
śmieje się głośno
Więcej nic nie mów, wszystko już wiem!
Młodzi zakochani odwracają się plecami do morskiego brzegu i spokojnym krokiem kierują się w głąb miasta. Do rana jeszcze daleko, ale Zachodnia Stolica pozostaje żywa nawet nocą, toteż wkrótce da się słyszeć przyjemny szmer rozmów przechodniów, do którego dołączają się po jakimś czasie głosy kochliwego pół-Saiyanina i jego dziewczyny.
* * *
Zanim przejdziemy dalej, musimy wyjaśnić pewną nieuznającą zwłoki kwestię.
Przenieśmy się na miejsce, w którym rozległ się ów szczególny wypadek, którego odgłos zwrócił uwagę Son Gotena oraz do czasu dokładnie odpowiadającego chwili, kiedy huk dał się słyszeć.
------------------------------
Kilkaset metrów na północny wschód od ścisłego centrum Zachodniej Stolicy.
Pomiędzy zabudowaniami mieszkalnymi i siedzibami sklepów, na obszarze zajmowanym jeszcze przed chwilą przez parking samochodowy, pojawił się wielki krater, który otacza gęsta chmura złożona z pyłu wzbitego przez uderzenie oraz dymu. Wydarzenie to skupiło na sobie uwagę ludności w całej okolicy i nie bez przyczyny, gdyż wywołało ono krótki, lecz mocno odczuwalny wstrząs. Szybko zebrała się grupa gapiów, gdzieniegdzie mieszkańcy zaczęli wyglądać ze swoich okien. Szczególnie zainteresowana sytuacją wydaje się grupa mężczyzn ubranych w czarne, skórzane kurtki, która natychmiast wybiega z pobliskiego baru. Jeden z nich, wyglądający na lidera, łapie się za głowę i wydaje z siebie głośny jęk.
Przenieśmy się na miejsce, w którym rozległ się ów szczególny wypadek, którego odgłos zwrócił uwagę Son Gotena oraz do czasu dokładnie odpowiadającego chwili, kiedy huk dał się słyszeć.
------------------------------
Kilkaset metrów na północny wschód od ścisłego centrum Zachodniej Stolicy.
Pomiędzy zabudowaniami mieszkalnymi i siedzibami sklepów, na obszarze zajmowanym jeszcze przed chwilą przez parking samochodowy, pojawił się wielki krater, który otacza gęsta chmura złożona z pyłu wzbitego przez uderzenie oraz dymu. Wydarzenie to skupiło na sobie uwagę ludności w całej okolicy i nie bez przyczyny, gdyż wywołało ono krótki, lecz mocno odczuwalny wstrząs. Szybko zebrała się grupa gapiów, gdzieniegdzie mieszkańcy zaczęli wyglądać ze swoich okien. Szczególnie zainteresowana sytuacją wydaje się grupa mężczyzn ubranych w czarne, skórzane kurtki, która natychmiast wybiega z pobliskiego baru. Jeden z nich, wyglądający na lidera, łapie się za głowę i wydaje z siebie głośny jęk.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
z niedowierzaniem
Nasze… motocykle… wszystkie…?!
‘SKÓRZANY’ #1
spluwa wściekle
Szlag by to…!
‘SKÓRZANY’ #2
z przejęciem
Panowie… chyba wojna będzie! Bombę na nas zrzucili…
‘SKÓRZANY’ #3
ze złością uderza przedmówcę w głowę
Oż ty durny…! Niby z kim wojna?! Na całym świecie mamy tylko jeden rząd!
podnosi wzrok na niebo
Jedno jest pewne, musiało to z góry spaść! Nie ma bata, że było inaczej…
‘SKÓRZANY’ #2
mruczy pod nosem z niezadowoleniem, pocierając swoją głowę po otrzymanym ciosie
Detektyw się znalazł… I kto tu jest durny?
Oszołomiony widokiem lider grupy motocyklistów posuwa się powoli w kierunku krateru, nie zastanawiając się nad potencjalnym niebezpieczeństwem. Początkowo wszyscy inni, zajęci własnymi teoriami, nie zwracają na niego uwagi. Dopiero kiedy mężczyzna wkroczył w zewnętrzną, przerzedzoną już nieco chmurę dymu i pyłu, z okien i z ulicy zaczęły płynąć skierowane do niego słowa ostrzeżenia.
‘SKÓRZANY’ #4
woła
Te, szefie…! Nie idź sam!
‘SKÓRZANY’ #1
ponuro, ale trzeźwo
Lepiej poczekać na gliny i strażaków. To może być grubsza sprawa…
GŁOSY Z ULICY
słabo słyszalne, z oddali
Hej, stój…! – Nie rób głupot!
Zrozpaczony mężczyzna nie reaguje na wołania i wkrótce znika w gęstym dymie.
Głosy cichną. Wszyscy zdają się nasłuchiwać niecierpliwie, co się zaraz wydarzy. Pozostali motocykliści spoglądają po sobie z niepewnością.
Głosy cichną. Wszyscy zdają się nasłuchiwać niecierpliwie, co się zaraz wydarzy. Pozostali motocykliści spoglądają po sobie z niepewnością.
‘SKÓRZANY’ #3
nieśmiało
Wiecie, panowie… Tak mi się zdaje, że my też powinniśmy iść. Tak dla solidarności.
‘SKÓRZANY’ #2
szturchając przedmówcę
No… to dajesz! Idź pierwszy, a my za tobą…
Ów motocyklista, który zaproponował, by iść za liderem, rozgląda się jeszcze po swoich towarzyszach z nadzieją, iż któryś z nich zechce wybawić go od losu, który sam sobie zgotował, jednak nikt się nie zgłasza.
‘SKÓRZANY’ #3
po głębokim wdechu
Raz kozie śmierć…
Człowiek, który wypowiedział powyższe słowa, kieruje się ostrożnym krokiem ku kraterowi. Wbrew ich wcześniejszej niepewności, wkrótce dołącza do niego kilku towarzyszy. Nie mija wiele czasu, a grupa ta znajduje się już we wciąż utrudniającej widoczność chmurze pyłu. Kaszląc i rozganiając dym ruchami rąk nawołują za swoim liderem. Widać, że są zmartwieni.
‘SKÓRZANY’ #5
drżącym nieco głosem
H-Halo…? Szefie?
‘SKÓRZANY’ #3
z niezadowoleniem, pod nosem
Szlag, nic tu nie widać, a pod nogami niepewnie…
‘SKÓRZANY’ #6
głośno
Szefie, wyłaź stamtąd! Lepiej nie ryzykowa-…
W pobliżu grupy motocyklistów ponownie wzbija się kurz. Słychać odgłos uderzenia o ziemię, upadku.
‘SKÓRZANY’ #6
krzyczy, ze strachu, a może raczej z bólu
…-AAAAAAAĆ!
‘SKÓRZANY’ #7
kaszle
Co… Co jest?!
Mężczyźni niewiele widzą przed sobą. Da się jednak zauważyć, iż z latającego w powietrzu pyłu utworzył się ślad prowadzący w głąb krateru.
‘SKÓRZANY’ #3
przełknąwszy ślinę nerwowo
Nie ma co, schodzimy…
Motocykliści ostrożnie i prawie po omacku schodzą śladem towarzysza, który upadł. W miarę, jak poruszają się ku centrum krateru, widoczność staje się coraz lepsza. W pewnym momencie ich uszu dobiega znajomy głos.
GŁOS ‘SKÓRZANEGO’ #6
woła
Chodźcie! Szef tu jest, trzeba mu pomóc…!
Pozostali przyśpieszają kroku, aby dotrzeć na miejsce. Zgodnie ze słowami towarzysza, udaje im się dojrzeć sylwetkę swojego lidera, leżącego na ziemi obok jakiegoś dziwnego, cylindrycznego przedmiotu. Na lewym ramieniu herszta widnieje dość głęboka rana cięta, z której na ziemię sączy się krew. Trzeźwym okiem można by dostrzec leżący nieopodal, splamiony posoką odłamek metalu, jednak mężczyźni byli zbyt przejęci, aby się tym przejmować.
‘SKÓRZANY’ #3
do ‘skórzanego’ #6
Mów! Co mu jest?
‘SKÓRZANY’ #6
zdezorientowany
Ja… Ja nie wiem…! Jest ranny, chyba nieprzytomny…
dotknąwszy czoła lidera
…i mokry, zimny…
‘SKÓRZANY’ #5
wzburzony
Ktoś go zaatakował!
SKÓRZANY #7
trzeźwo
Gdzieżby tam! Skąd by się tu wzięli inni ludzie…?
‘SKÓRZANY’ #3
pochylając się nad szefem
Później się będziemy zastanawiać… Powinien obejrzeć go lekarz!
Nagle dzieje się coś niespodziewanego, a wręcz szokującego.
W jednej chwili oczy lidera motocyklistów otwierają się. Mężczyzna wręcz obłąkańczym wzrokiem rozgląda się dookoła, następnie dotyka swojej twarzy (a raczej obmacuje ją gwałtownie), ogląda swoje dłonie i zaczyna podnosić się do pozycji siedzącej.
W jednej chwili oczy lidera motocyklistów otwierają się. Mężczyzna wręcz obłąkańczym wzrokiem rozgląda się dookoła, następnie dotyka swojej twarzy (a raczej obmacuje ją gwałtownie), ogląda swoje dłonie i zaczyna podnosić się do pozycji siedzącej.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
jakby do siebie, dotykając swojego torsu, sprawdzając kieszenie kurtki i spodni
Lekarz… lekarz…
w jednej chwili zrywa się na równie nogi
Nie! Nie…! Nie-e…
‘SKÓRZANY’ #5
zdumiony
Sze-…fie?
‘SKÓRZANY’ #7
wytrzeszczając oczy
Wszystko w porządku…?
‘SKÓRZANY’ #3
dość trzeźwo, ale nie bez zaskoczenia; do szefa
Dobrze, że jesteś przytomny, ale jesteś też ranny… Wyjdźmy chociaż z tej dziury, może przyjechały już jakieś karetki.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
marszczy brwi
Ja? Ranny?
znowu gwałtownie obmacuje się na całym ciele, aż trafia na ranę na swoim ramieniu
Ach, to…
odwraca się do swoich podwładnych; z nienaturalnym uśmiechem
To nic, ledwo draśnięcie!
‘SKÓRZANY’ #6
zdezorientowany
Szefie, co ty wygadujesz…? Przed chwilą…
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
śmiejąc się pod nosem
Musiałem sobie tylko odsapnąć. Szukałem naszych… motorów i…
‘SKÓRZANY’ #3
markotnie, rozglądając się
Jakby mogło z nich cokolwiek zostać…
zwraca się ponownie ku szefowi; mówi z pretensjonalnym tonem
Co się tu właściwie wydarzyło? Uderzyłeś się w głowę?
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
beztrosko; idzie w górę, chcąc wyjść z krateru
Pogadamy później…
zatrzymuje się, jakby chciał się zastanowić, po czym odwraca się znowu ku towarzyszom
Wiecie co? Mam pomysł!
‘SKÓRZANY’ #6
podnosi głos
To nie czas na żarty! Ta rana…
Lider motocyklistów nic sobie nie robi z ich napomnień. Uśmiecha się szeroko i kładzie sobie dłoń na brzuchu.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’…?
z naciskiem, oblizując się
Chodźmy coś zjeść…!
* * *
Mniej więcej w tym samym czasie, na znajomej wyspie odbywa się spotkanie przyjaciół. To Kuririn, Yamcha, Tenshinhan, Chiaotzu i Muten Roshi, którzy w dość pogodnym nastroju przesiadują wspólnie przed Kame House. Tym razem wszyscy, oprócz Tena i jego nieodłącznego towarzysza, mają na sobie zwykłe, codzienne ubrania, co sugeruje, że ich celem nie był trening.
Mimo wieczornej pory i ciągnącego od morza chłodu, grupie starych znajomych humor zdaje się dopisywać. Uwagę mógłby przykuwać Ten, siedzący ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczyma, ale reszta nie strofuje go w żaden sposób.
Mimo wieczornej pory i ciągnącego od morza chłodu, grupie starych znajomych humor zdaje się dopisywać. Uwagę mógłby przykuwać Ten, siedzący ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczyma, ale reszta nie strofuje go w żaden sposób.
KURIRIN
z błogością
Ach… Dobrze jest być razem!
YAMCHA
zrelaksowany
Nie inaczej, bracie, nie inaczej…
ROSHI
popijając coś ze szklanki
Coś podobnego! Jeszcze kilka godzin temu myślałem, że was nie namówię na ten wspólny wieczór, a tu proszę, jacy zachwyceni…!
KURIRIN
z gorzkim nieco uśmiechem
Mistrzu, starzy już jesteśmy, a nadal głupi. Nic w tym dziwnego, że dalej nie poznajemy się od razu na twoich dobrych pomysłach!
ROSHI
z westchnieniem
A tam znowu "głupi"… Macie prawo się martwić, nawet jeśli mówimy o kimś tak niezawodnym, jak Goku, ale jak już tak bardzo tego chcecie, to po prostu lepiej robić to wspólnie. To tyle z mojej mądrości…!
śmieje się
CHIAOTZU
zakłopotany
To nie tak, że nie wierzymy już w Goku… Jego siła jest niezrównana, ale… ale trzeba przyznać, że taka wyprawa to coś nowego… nawet dla niego.
YAMCHA
patrząc w niebo centralnie nad sobą
W sumie drugiego Majina Buu raczej nie spotka, no bo niby skąd…?
ROSHI
z szerokim uśmiechem
Założę się, że i o drugiego Freezę byłoby trudno!
KURIRIN
opuszcza wzrok
Musisz mieć rację, mistrzu. Niepotrzebnie się martwimy…
ROSHI
zniecierpliwiony; tupnąwszy nogą
No dajcie już spokój! Goku, choćby miał wrócić w ostatniej chwili i zastać nas na kolanach, gotowych na niechybną śmierć, to wróci na pewno! Już kto jak kto, ale wy powinniście wiedzieć o tym doskonale!
YAMCHA
zaciska i rozluźnia palce, patrząc na swoją dłoń
Wiemy, wiemy… Tylko to wszystko było lata temu! Każdy kiedyś się starzeje, staje się bardziej nieporadny. Goku trzyma się dużo lepiej od nas, ale skąd pewność, że…
tu spogląda prosto na Roshiego
…zawsze będzie tak samo, jak dawniej?
Zapada cisza. Zdaje się, że nikt nie wie, co powiedzieć.
ROSHI
zakłopotany
Yamcha, co ty opowiadasz…? Goku miałby zniedołężnieć...?
zaśmiawszy się
Przecież niedawno dosłownie odmłodniał! Przynajmniej na razie wiek w niczym mu nie przeszkodzi!
po chwili milczenia, z obawą
Chyba że tak naprawdę nie chodzi o niego...
z troską
Yamcha, Kuririn... Młode z was jeszcze chłopaki! To ja tutaj jestem tym starym.
wyszczerza zęby
Patrzcie no na moją gębę! To cud, że jeszcze mogę coś sam pogryźć! Tymczasem wy ledwo się zmieniliście od czasu, kiedy mieliście dwadzieścia lat! Uwierzcie staruszkowi, już swoje widziałem i...
Roshi zawiesza swój głos, jakby chciał, aby mu przerwano. Jednak Yamcha i Kuririn uśmiechają się tylko niezręcznie, zamyśleni. Chiaotzu wpatruje się tymczasem w Tena, oczekując, że włączy się on w dyskusję.
Cisza zostaje przerwana wyjściem z Kame House pewnej osoby – widać, że to kobieta. Po chwili staje się jasne, iż to nikt inny niż Android #18.
Cisza zostaje przerwana wyjściem z Kame House pewnej osoby – widać, że to kobieta. Po chwili staje się jasne, iż to nikt inny niż Android #18.
#18
niedbale, jakby przez ziewnięcie
I o czym wy tutaj tak dyskutujecie…?
ROSHI
z ożywieniem
Dobrze, że jesteś! Twój mężulek i jego kudłaty koleżka ubzdurali sobie, że Son Goku jest już zbyt stary i zniedołężniały, żeby wrócić cało ze swojej podróży kosmicznej! Siebie też uważają za zniedołężniałych, rozumiesz? Znie-do-łę-żnia-łych! Oni! Ci sami, którzy jeszcze w tym miesiącu trzęśli tą wyspą w posadach!
YAMCHA
z oburzeniem
Hej, mistrzu – nie przekręcaj!
KURIRIN
zmieszany
T-Tego nie mówiliśmy…!
#18
z cichym westchnieniem
Przesadzają, przesadzają… Ale czy na pewno nie mają choć odrobiny racji?
KURIRIN
rumieni się
Osiemnastko…
#18
przewracając oczami
Nie, Kuririnie, nie uważam cię za dziadziunia i nigdy nie stracę do ciebie szacunku, ale są pewne fakty, obok których nie da się przejść obojętnie… tylko może nie warto się nimi zamartwiać?
YAMCHA
szorstko
Łatwo ci mówić…
#18
ignorując Yamchę
A co do Goku, Kuririnie, to wtedy, kiedy czas naprawdę zacznie naglić, Bulma na pewno zacznie kombinować nad rozwiązaniami. Nie jesteśmy przecież bezbronni… tak przynajmniej sądzę. To nie ja powinnam ci to tłumaczyć…
Ponownie zapada cisza, jednak tym razem trwa krócej.
Tenshinhan otwiera oczy i podnosi się, natychmiast zwracając uwagę wszystkich zebranych. Trójoki od razu kieruje się ku Roshiemu i staje obok niego.
Tenshinhan otwiera oczy i podnosi się, natychmiast zwracając uwagę wszystkich zebranych. Trójoki od razu kieruje się ku Roshiemu i staje obok niego.
TENSHINHAN
poważnie
Mutenie Roshi, jakiś czas temu mówiłeś, że poczułeś z oddali Ki Vegety…
po chwili milczenia, z ciekawością
Jak sądzisz, czy Piccolo również zaczął szukać dla siebie jakichś nowych ścieżek?
ROSHI
zbity z tropu
Skąd to pytanie…? Piccolo? Ja… nie byłem teraz skupiony. Powiem szczerze, niczego nie poczułem!
TENSHINHAN
zamyślony
Mnie udało się coś poczuć. Piccolo gdzieś się przemieszcza. Szybko, nawet bardzo szybko…
marszczy brwi
Przy tym nie ukrywa swojego poziomu mocy, przynajmniej nie dość dokładnie… Wydaje się, jakby był w ogromnym pośpiechu, szukał czegoś.
pewnie
Bez wątpienia ktoś taki jak on może tak się zachowywać tylko pod wpływem gwałtownych emocji, tylko… co mogło go tak poruszyć?
Roshi, Kuririn i Yamcha zastanawiają się nad słowami Tena, tymczasem Chiaotzu zdaje się, jakby miał zaraz wypowiedzieć swoją hipotezę, jednak zostaje uprzedzony przez Osiemnastkę.
#18
ziewając
Co by to nie było, dowiemy się bardzo niedługo…! Ba, może nawet nas samych to wzburzy. Tak to już z wami jest…
kierując się z powrotem do Kame House
Jak będziecie robić coś ciekawego, to dajcie znać…
Tym razem cisza pozostaje z czterema wojownikami i Mutenem Roshim na dłużej. Da się w niej słyszeć wyraźnie spokojny szum morza i zatrzaśnięcie drzwi przez Android #18. Nie to jednak zajmuje obecnie myśli zebranych przyjaciół.
Nocy nie zostało już wiele, ale słońca nadal nie widać.
Nocy nie zostało już wiele, ale słońca nadal nie widać.
* * *
Wracamy do Son Gotena i Meris. Świt jest bliski – zdaje się, iż zza horyzontu nieśmiało wygląda już dzienny blask, ale o tej porze to jeszcze wciąż mylne wrażenie. Nasza para idzie jedną z głównych ulic miasta, szukając lokalu, w którym mogliby się zatrzymać i nie można zaprzeczyć, że humor im dopisuje. Goten ku uciesze swojej dziewczyny idzie wręcz tanecznym krokiem, nucąc coś. Może o innej porze ktoś zwróciłby na nich uwagę, ale w tych godzinach większość nocnych marków wróciła już do domu, a przykładni obywatele cieszą się ostatnimi chwilami snu przed pracą.
GOTEN
starając się poruszać jak najzręczniej
Ta-ta-ta-ta, na-na-na-na-naaa…
MERIS
śmiejąc się pod nosem
Ruszasz się bez zarzutu, ale nie trzymasz rytmu!
GOTEN
z niedowierzaniem, nie przestając pląsać
Serio? Skąd ten pomysł…?
MERIS
jakby trochę nieśmiało
Powiedzmy, że znam się trochę na muzyce, chociaż nie tańczę.
zaczyna pstrykać palcami w równych odstępach, wyznaczając rytm
I raz, dwa, trzy, cztery… Raz, dwa, trzy, cztery…
GOTEN
bez zatrzymywania się zmienia nieco swój krok
Dobra, łapię to! Może i miałaś rację…
MERIS
z pogodnym uśmiechem
Dobrze wyczuwasz rytm, ale ktoś musi ci go dostarczyć…
GOTEN
wesoło
Czyli ucho mam nie najgorsze?
MERIS
kładąc dłoń na ramieniu Gotena
Nawet więcej niż nie najgorsze.
GOTEN
życzliwie
Dziękuję!
zatrzymuje się i rozgląda
Mam poczucie, że łazimy teraz bez celu. Mieliśmy iść coś zjeść…
MERIS
również się zatrzymuje
A gdzieśmy to zaszli…?
rozejrzawszy się
Aha, wiem!
z podejrzanie szerokim uśmieszkiem
Śpieszy ci się?
GOTEN
beztrosko
Do domu – nie, ale do jedzenia… tak, jasne!
MERIS
chwytając Gotena za rękę
Znam tu taki bar… Powinni mieć coś do przekąszenia.
Melissa prowadzi Gotena na drugą stronę ulicy, gdzie przy jednym z budynków znajdują się schody prowadzące w dół. Już z góry czuć drgania, kojarzące się z głośną muzyką. Dziewczyna schodzi jednak na dół, a jej chłopak za nią. Stają przed nieoznakowanymi, odrapanymi drzwiami, które Meris natychmiast otwiera.
Oczom Gotena ukazuje się dość przestronne i w miarę schludne wnętrze, a jego bębenki atakuje ostry dźwięk akordów granych z zawrotną szybkością na przesterowanej gitarze elektrycznej, wydobywający się z rozstawionych w pomieszczeniu głośników. We wnętrzu można dostrzec bardzo specyficznych ludzi, z reguły ubranych w dżinsowe lub po prostu czarne ubrania, czasami posiadających fantazyjne fryzury. Przy barze widać kilku mężczyzn odzianych w skórzane kurtki, z których jeden ma ramię przewiązane bandażem. Meris siada właśnie koło niego, a Goten z dużo mniejszą śmiałością obok niej.
Oczom Gotena ukazuje się dość przestronne i w miarę schludne wnętrze, a jego bębenki atakuje ostry dźwięk akordów granych z zawrotną szybkością na przesterowanej gitarze elektrycznej, wydobywający się z rozstawionych w pomieszczeniu głośników. We wnętrzu można dostrzec bardzo specyficznych ludzi, z reguły ubranych w dżinsowe lub po prostu czarne ubrania, czasami posiadających fantazyjne fryzury. Przy barze widać kilku mężczyzn odzianych w skórzane kurtki, z których jeden ma ramię przewiązane bandażem. Meris siada właśnie koło niego, a Goten z dużo mniejszą śmiałością obok niej.
GOTEN
zdezorientowany
Meris, co to…
MERIS
gwiżdże
Na sygnał dany przez Melissę gwizdnięciem z zaplecza wychodzi krótko ostrzyżony, brodaty mężczyzna z kolczykiem w lewym uchu. Uwagę przykuwa jego czarna koszulka z wielką, śnieżnobiałą i niepokojąco wyszczerzoną czaszką oraz napisem "The Weirdoes".
MERIS
wesoło, do brodacza
Jak się masz, brachu!
BRODACZ
pozytywnie zaskoczony
Meris?! Oczy mnie chyba nie mylą, to naprawdę ty! Nie sądziłem, że cię tu zobaczę tak prędko…
MERIS
psotnie
Ja też nie sądziłam, ale wiesz dobrze, że w życiu różnie się układa, Vishiusie!
VISHIUS to imię… a może raczej pseudonim naszego brodacza.
VISHIUS
przewraca oczami
Mówiłem ci już, nie nazywaj mnie tak w pracy! Tutaj jestem po prostu… "barman", okej?
MERIS
z westchnieniem
Jasne, jasne…
VISHIUS
uprzejmie, spoglądając również na Gotena
Co państwu podać?
MERIS
kładąc pieniążek na blacie
To, co zwykle.
mruga jednym okiem
VISHIUS
do Gotena
A dla szanownego pana…?
GOTEN
jak oszołomiony
Emm… Ja… chciałem coś zjeść i…
VISHIUS
zaglądając w menu
Jest już prawie poranek. Może jajecznica by się zdała?
GOTEN
wbijając wzrok w blat
Tak, zda się…
VISHIUS
kłaniając się z przesadą
W takim razie służę państwu! Proszę poczekać chwilkę…
wychodzi z powrotem na zaplecze
MERIS
zanosząc się głośnym śmiechem
Co za człowiek…! To prawie melina, a zachowuje się jak kelner w wykwintnej restauracji!
GOTEN
nieśmiało
Umm… Meris…
MERIS
spokojnie
Tak?
GOTEN
rozglądając się badawczo
Znasz… tych ludzi?
MERIS
poważnieje
Zależy których… Samego Vishiusa tak, znam dobrze. Przyjaźnimy się od dawna.
westchnąwszy ciężko
Ale to miejsce… to przeszłość, długo by gadać. Całe szczęście zamknięta.
GOTEN
uśmiecha się niepewnie
Rozumiem…
Z głośników zaczął grać inny utwór. Wolniejszy, bardziej rytmiczny. Na pierwszy plan wysuwa się dźwięk gitary basowej. Meris zaczyna wtedy stukać palcami w blat, przykuwając wzrok Gotena. Chłopak nie wie jednak, że ktoś inny zaczął przyglądać się właśnie jemu. To mężczyzna w skórzanej kurtce i z zabandażowanym ramieniem – bez trudu można w nim rozpoznać lidera grupy motocyklistów, a w zasadzie "byłych motocyklistów" z racji na przykry i niecodzienny wypadek, jaki spotkał ich jednośladowe pojazdy.
MERIS
krzywiąc się nieco, przestaje stukać
Jak zjesz, to idziemy stąd, dobra?
GOTEN
zmartwiony
Tak? Znaczy… w porządku, jasne…
GŁOSY OBOK
śmiejąc się paskudnie
Proszę, już się wynoszą! Chyba ich speszyliśmy!
To "byli motocykliści" postanowili ponaigrawać się z Gotena i Meris. Ich lider jednak wciąż milczy. Młody pół-Saiyanin mierzy wzrokiem szyderców, ale dziewczyna jest jakby nieobecna i patrzy przed siebie, zamyślona.
GOTEN
marszczy brwi
Hej, zajmijcie się sobą!
‘SKÓRZANY’ #7
wstaje z miejsca
A co, masz z nami jakiś problem?!
‘SKÓRZANY’ #5
dołącza do towarzysza; krzyczy również na Gotena
Zastanów się, z kim zaczynasz, kochasiu!
GOTEN
także wstaje
Możecie śmiać się ze mnie, ile wam się podoba, ale nie mieszajcie do tego Meris!
‘SKÓRZANY’ #5
zastanawia się
Meris, Meris… Jakbym gdzieś już to słyszał!
‘SKÓRZANY’ #6
podnosi głowę znad blatu
Cicho bądźcie, głowa mnie coś boli…
‘SKÓRZANY’ #7
gniewnie, do przedmówcy
Było nie pić tyle!
W międzyczasie lider "byłych motocyklistów" przysuwa się bliżej Meris, zachowując stoicki spokój. Niespodziewanie podsuwa jej swoją szklankę, pełną złocistego, gazowanego napoju***.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
przyjaznym tonem; do Meris
Widzę, że chcesz stąd iść. Możesz wziąć mój napój, nie tykałem się go… Jakoś nie mam dzisiaj apetytu. Kiedy barman przyjdzie, może zadowolę się twoim, a ty będziesz mogła odejść wcześniej.
MERIS
otrząsnąwszy się z zamyślenia, mierzy mężczyznę chłodnym spojrzeniem
Dzięki, poczekam…
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
uśmiecha się jakby złośliwie
Jak wolisz…
wstaje i odzywa się do swoich towarzyszy
Idziemy stąd! Możemy poczekać na transport na zewnątrz!
‘SKÓRZANI’
chórem
Ale…!
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
zniecierpliwiony
Wynoście się, a nie gadajcie. Nie każcie mi na was czekać…!
‘Skórzani’ pokornieją i kierują się ku wyjściu, raz po raz spoglądając gniewnie na Gotena. Ich lider idzie ostatni i w stronę syna Son Goku patrzy dużo bardziej przyjaźnie. Jego wyraz twarzy nie budzi jednak zaufania.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
przyglądając się Gotenowi
Wyglądasz… na silnego.
GOTEN
szorstko
Dzięki, ale lepiej zrobisz, jeśli pójdziesz za swoimi kumplami.
LIDER ‘SKÓRZANYCH’
psotnie
Hehe… Już się robi.
przy wyjściu, kierując ostatnie spojrzenie w kierunku Gotena
Do zobaczenia!
Przywódca ‘skórzanych’ znika za drzwiami, zatrzaskując je. Goten siada obok Meris na miejscu, które tamten do niedawna zajmował. Mniej więcej w tym samym czasie z zaplecza powraca Vishius, niosąc napój w szklance, identyczny do tego, który na blacie zostawił dziwnie przyjazny "były motocyklista" oraz porcję jajecznicy na talerzu.
VISHIUS
z dumą
Proszę bardzo, to dla was!
kładzie wszystko na blacie przed Gotenem i Meris.
GOTEN
uśmiechnięty, z wdzięcznością
Dzięki, nie mogłem się doczekać.
Meris uśmiecha się tylko nieznacznie do Vishiusa, który odpowiada tym samym i ponownie znika na zapleczu. Dziewczyna powoli popija swój napój.
Po chwili Melissa zerka na swojego chłopaka i zamiera w zdziwieniu. Talerz Gotena jest już całkowicie pusty i nie tylko on – również szklanka pozostawiona przez lidera ‘skórzanych’ została opróżniona.
Po chwili Melissa zerka na swojego chłopaka i zamiera w zdziwieniu. Talerz Gotena jest już całkowicie pusty i nie tylko on – również szklanka pozostawiona przez lidera ‘skórzanych’ została opróżniona.
GOTEN
z szerokim uśmiechem, głaszcząc się po brzuchu
Tego mi było trzeba! Wystarczy na drogę do domu.
MERIS
zakłopotana
Cieszę się, że ci smakowało, ale… ta szklanka nie była twoja.
GOTEN
rumieni się
Zamówiłaś dwa napoje dla siebie? Jeśli tak, to przepraszam…
MERIS
wzdycha w geście bezradności
Nie… Ten, który wypiłeś, został po tym dziwnym gościu, który przed chwilą wyszedł…
GOTEN
zawstydzony
No cóż…
uśmiechając się głupawo
Przynajmniej nie wyglądał na napoczęty. Może nic mi nie będzie!
wydaje z siebie wymuszony chichot, ale szybko milknie
MERIS
łagodnie
Też tak myślę, ale… uważaj na siebie, dobrze?
GOTEN
pewniej
Jasne, to będzie dla mnie…
nagle poprawia się na krześle, wzdryga się
…dobra nauczka.
Meris przytakuje Gotenowi tylko pogodnym uśmiechem. Zamyka oczy i, popijając dalej zawartość swojej szklanki, rozmyśla o czymś.
W tym samym czasie jej kompan raz jeszcze się wzdryga, gwałtownie potrząsa głową, aż wreszcie zrywa się z miejsca i staje na równych nogach, oddychając ciężko. Ma oczy zaszłe mgłą. Nikt nie zwraca na to szczególnej uwagi. Son Goten jednak po chwili otrząsa się i, jak się zdaje, znów zachowuje się normalnie.
W tym samym czasie jej kompan raz jeszcze się wzdryga, gwałtownie potrząsa głową, aż wreszcie zrywa się z miejsca i staje na równych nogach, oddychając ciężko. Ma oczy zaszłe mgłą. Nikt nie zwraca na to szczególnej uwagi. Son Goten jednak po chwili otrząsa się i, jak się zdaje, znów zachowuje się normalnie.
GOTEN
delikatnie szturchając Meris w ramię
H-Hej… Muszę teraz wyjść na zewnątrz, ale zaraz wrócę, w porządku?
nie czekając na odpowiedź dziewczyny, kieruje się ku wyjściu
MERIS
wytrząśnięta z zamyślenia
Hmm…? Ale… po co? Jest ci niedo-…
Goten szybkim krokiem i nie oglądając się wychodzi z baru.
MERIS
zbita z tropu
…-brze?
zmartwiona
No i co z nim znowu…?
Westchnąwszy, Melissa opróżnia w kilka chwil swoją szklankę i zostawia na blacie jeszcze jeden pieniążek dla Vishiusa, po czym od razu kieruje się do wyjścia śladem Gotena.
Na zewnątrz wita ją wciąż panująca, ale jakby przybladła noc. Ulica jest nadal dość pusta, choć w niektórych oknach widać teraz zapalone światła. Dziewczyna rozgląda się, zastanawiając się, gdzie mógł uciec jej chłopak. Przy jednym z pobliskich budynków zauważa znajomą grupę mężczyzn w skórzanych kurtkach.
Na zewnątrz wita ją wciąż panująca, ale jakby przybladła noc. Ulica jest nadal dość pusta, choć w niektórych oknach widać teraz zapalone światła. Dziewczyna rozgląda się, zastanawiając się, gdzie mógł uciec jej chłopak. Przy jednym z pobliskich budynków zauważa znajomą grupę mężczyzn w skórzanych kurtkach.
MERIS
cicho do siebie
Cholera… Chyba nie poszedł się z nimi bić?
Meris decyduje się podejść bliżej "byłych motocyklistów", ale nie chce być przez nich zauważona, więc opuszcza głowę i z rękami w kieszeni idzie powoli w ich kierunku. Niewiele to jednak daje. ‘Skórzani’ dostrzegają ją już z daleka.
‘SKÓRZANY’ #7
szczerząc się
No… Patrzcie, kto przyszedł!
‘SKÓRZANY’ #8
przeżuwając coś
Ma nosa, trzeba przyznać. Od razu wiedziała, gdzie ma iść!
‘SKÓRZANY’ #6
przewraca oczami
Może dlatego, że stoimy tu jak kołki i widać nas z daleka…?
Meris nie podnosi wzroku i nie chce odzywać się do żadnego z mężczyzn. Będąc już blisko, pragnie ostro skręcić i wejść jak najszybciej w zaułek między budynkami.
‘SKÓRZANY’ #7
złośliwie
Dobrze kombinujesz. Twój chłoptaś przed chwilą tamtędy poszedł.
‘SKÓRZANY’ #6
z wyczuwalną pogardą
Lepiej już idź do niego… albo po niego.
‘SKÓRZANY’ #8
dalej przeżuwając
Chciał koniecznie gadać z naszym szefem, no to poszli…
Dziewczyna posyła tylko skórzanym krótkie, gniewne spojrzenie i znika w zaułku. Uliczka jest dość krótka, ale skręca jeszcze w prawo. Meris postanawia przyczaić się właśnie za tym zakrętem. Zbliżając się tam, słyszy już znane sobie głosy.
GŁOS LIDERA ‘SKÓRZANYCH’
z wielkim zadowoleniem
Proszę…! Nie czekałeś ani chwili! Godne podziwu. Będzie nam się dobrze współpracowało…
poważnieje
Będę teraz musiał coś od ciebie… pożyczyć.
GŁOS GOTENA
z nietypową, służbową wręcz powagą
Jestem gotowy.
MERIS
szepcze do siebie
Że jak?! Współpracowało…?!
Melissa nie może się powstrzymać i wychyla się zza ściany, żeby ujrzeć, co dzieje się tam dzieje. Niemal natychmiast po tym, jak to robi, zamiera.
Z szeroko otwartych ust lidera "byłych motocyklistów" wydobywa się, czy raczej wyskakuje gęsta, fioletowa ciecz, która następnie ląduje na twarzy Gotena i zaczyna wdzierać się do jego wnętrza przez usta i nos, dławiąc go. Przywódca ‘skórzanych’ upada natomiast nieprzytomny. Meris bez zastanowienia rzuca się ku swojemu chłopakowi, jednak zanim jest w stanie podejść dość blisko, ciecz znajduje się już w całości wewnątrz niego.
Z szeroko otwartych ust lidera "byłych motocyklistów" wydobywa się, czy raczej wyskakuje gęsta, fioletowa ciecz, która następnie ląduje na twarzy Gotena i zaczyna wdzierać się do jego wnętrza przez usta i nos, dławiąc go. Przywódca ‘skórzanych’ upada natomiast nieprzytomny. Meris bez zastanowienia rzuca się ku swojemu chłopakowi, jednak zanim jest w stanie podejść dość blisko, ciecz znajduje się już w całości wewnątrz niego.
MERIS
zrozpaczona
Goten! Powiedz coś, Gote-en…!
Młody pół-Saiyanin wzdryga się tylko kilkukrotnie. Jego oczy są rozbiegane, a ich źrenice na chwilę mocno się poszerzają.
MERIS
z niepokojem
Go-… -ten?
Nagle ręka Son Gotena z impetem ląduje na ramieniu dziewczyny tak, że wręcz uginają się jej kolana. Twarz chłopaka wykrzywia się w szerokim, nienaturalnym uśmiechu.
GOTEN
z naciskiem
Spokojnie… Nie chcę cię skrzywdzić.
Całkowicie spanikowana Meris działa instynktownie. Odrzuca rękę Gotena i zaczyna uciekać, ile sił w nogach. Mija stojących u wejścia do zaułka "byłych motocyklistów", zdumionych jej nagłą ucieczką.
MERIS
biegnąc; w myślach
Nie, nie, nie…! To musi być sen, zwykły koszmar. Takich rzeczy nie ma, nie istnieją!
Do uszu dziewczyny dociera odgłos biegu kogoś innego dochodzący zza jej pleców. Nie musi się oglądać, aby wiedzieć, kto to taki. Intuicja jej nie myli.
GOTEN
biegnie szybko, skracając dystans do Meris
Zaczekaj…! Dokąd się wybierasz?
Meris dostaje zadyszki i widać po niej, że jest świadoma zbliżającego się końca swojej ucieczki. Zaciska zęby i na najbliższym zakręcie skręca w lewo. Wytęża całe swoje siły i pędzi przed siebie, byle dalej. Kiedy ponosi wzrok, z przerażeniem odkrywa, że wybrana przez nią uliczka jest ślepa. Pod nieprzekraczalnym dla niej murem stoją dwa kontenery na śmieci. Dziewczyna zatrzymuje się między nimi i odwraca się, po czym opiera się o ścianę.
Może tylko obserwować, jak dziwnie zachowujący się Son Goten zbliża się do niej, nie przestając się uśmiechać.
Może tylko obserwować, jak dziwnie zachowujący się Son Goten zbliża się do niej, nie przestając się uśmiechać.
GOTEN
śmiejąc się
No i po co było się męczyć? Mówiłem, że nie chcę zrobić ci krzywdy…
MERIS
drżąc, policzkuje się
No dalej, obudź się…! Obudź się!
GOTEN
wręcz sycząc przez zęby
To nie sen…
MERIS
po jej policzkach spływają duże łzy
Odejdź!
GOTEN
udając zdziwienie
Jak to "odejdź"? Nie poznajesz mnie? To przecież ja…
MERIS
dygocząc
T-Ty… n-nie jesteś nim…!
GOTEN…?
śmieje się pod nosem, podchodząc coraz bliżej
Cóż, kimkolwiek jestem, wiedz, że nie rzucam słów na wiatr… Naprawdę nie zrobię ci krzywdy.
ponownie wyszczerza się nienaturalnie
Oczywiście… jeśli tylko będziesz współpracować…
MERIS
zamyka oczy i nabiera powietrza, z zamiarem krzyknięcia
Opisane poniżej wydarzenia dzieją się błyskawicznie.
Goten, a może raczej ktoś albo coś, co przejęło kontrolę nad jego ciałem, wyciąga rękę w kierunku Meris. Nagle przed oczyma dziewczyny przemyka jakiś niewyraźny kształt. Da się odczuć silny podmuch powietrza i usłyszeć odgłos miękkiego lądowania na ziemi. Ciało Son Gotena zostaje odrzucone o kilka metrów i powalone. Zdezorientowana Melissa nie wie nawet, jak ma zareagować, ale ostatecznie to nieistotne. Słyszy tylko furkot białej peleryny i… znika. Na ulicy zostaje tylko leżący, śmiejący się cicho pół-Saiyanin.
Blask gwiazd rozmywa się. Nareszcie pojawia się słońce.
Goten, a może raczej ktoś albo coś, co przejęło kontrolę nad jego ciałem, wyciąga rękę w kierunku Meris. Nagle przed oczyma dziewczyny przemyka jakiś niewyraźny kształt. Da się odczuć silny podmuch powietrza i usłyszeć odgłos miękkiego lądowania na ziemi. Ciało Son Gotena zostaje odrzucone o kilka metrów i powalone. Zdezorientowana Melissa nie wie nawet, jak ma zareagować, ale ostatecznie to nieistotne. Słyszy tylko furkot białej peleryny i… znika. Na ulicy zostaje tylko leżący, śmiejący się cicho pół-Saiyanin.
Blask gwiazd rozmywa się. Nareszcie pojawia się słońce.
GOTEN…?
nie wstając, mówi do siebie cicho
No proszę… Widzę, że moje przybycie nie przeszło bez echa!
spoglądając w niebo, z szerokim uśmiechem
Coś mi mówi, że jeszcze się zobaczymy… Nameczaninie…
* * *
MŁODY MĘŻCZYZNA
wyżymając tkaniny
Chyba wystarczy.
przewieszając wilgotne tkaniny przez ramię
Skończone…
spoglądając w dal, ku przeciwległemu brzegowi jeziora
Ciekawe, kiedy znowu tu będę.
opuszczając wzrok na spokojną taflę jeziora
Ech, Kaari! Za każdym kolejnym razem, kiedy się w tobie przeglądam, coraz mniej się poznaję…
Mężczyzna ogląda swoje ciało w odbiciu wody. Jego strój odsłania prawe ramię i część klatki piersiowej, dzieląc jego tors niejako na pół po skosie. Jest spokojny, ale patrzy, jakby nie oglądał siebie, ale kogoś obcego, przyglądając się najdrobniejszym szczegółom sylwetki i odkrywając je na nowo.
MŁODY MĘŻCZYZNA
w myślach
Dawniej nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś będę tak wyglądać. Przecież minęło już tyle lat, a ja nadal czuję się, jakby to ciało było… pożyczone! Im silniejszy się staję, tym bardziej czuję, że czegoś mi brakuje…
nadal w myślach, z melancholią
Razem z treningiem skończyło się zwyczajne życie! Coś we mnie chce więcej mocy, więcej umiejętności, ale gdzie w tym wszystkim jakiś cel? "Obrońca Ziemi"? Myślę o dzisiaj, nie o "kiedyś"…!
marszczy brwi, mówiąc do siebie cicho
Co powiedziałby mistrz na takie skargi? On chce dla mnie jak najlepiej… Tyle zrobił dla mnie i dla wioski! Zawiódłbym go…
Rozmyślania młodzieńca przerywa jakiś dźwięk. Wygląda, jakby usłyszał odgłos kroków znajomej osoby, a może poczuł jej obecność w inny sposób. Wkrótce odwraca się i dostrzega idącego ku niemu niewysokiego mężczyznę w średnim wieku, oczywiście odzianego identycznie, jak on sam. Człowiek ten ma podobne, kruczoczarne włosy, lecz poprzetykane już siwizną. Na jego twarzy maluje się poczciwy uśmiech. Ma ze sobą obszerną, płócienną torbę.
MŁODY MĘŻCZYZNA
wesoło
Dzień dobry, tato!
SENIOR
równie pogodnie
Nareszcie cię znalazłem, Uubie! Znowu mnie zaskakujesz! Sądziłem, że zechcesz poleżeć dzisiaj trochę dłużej w swoim własnym łóżku, w końcu jutro…
Nasz młodzieniec to Uub we własnej osobie, a nasz senior to jego ojciec. Ostatnie słowa rodzica sprawiły, że uczeń Son Goku nieco się zmartwił, ale nie dał tego po sobie poznać, utrzymując uśmiech.
UUB
przerywając ojcu
Chciałem jeszcze w czymś pomóc, korzystając z ostatka czasu.
wskazując na tkaniny na swoim ramieniu
Odjąłem trochę zmartwień mamie…
OJCIEC UUBA
potrząsając głową z dezaprobatą
Masz złote serce, ale wystarczyłoby srebrne! Byłeś tutaj, aby odpocząć, tymczasem pracowałeś bez przerwy! Nie tylko na naszym polu, ale i u wszystkich sąsiadów! Do tego postawiłeś samodzielnie cztery stodoły i pięć obór!
załamuje ręce
Nie dałeś się dobrze ugościć!
UUB
ze szczerym uśmiechem
Nie martw się! Zwykłe życie w naszej drogiej wioseczce to dla mnie najlepszy sposób na odpoczynek. Nawet nie wiesz, jak czasami tęsknię za tym miejscem, za jeziorem, za tutejszymi ludźmi… nawet za plotkującymi staruszkami!
OJCIEC UUBA
kiwając głową
Tak, tak… Wielki świat to na pewno nie same luksusy, ale na pewno jest ci tam lepiej niż u nas.
UUB
wychodząc z wody
Jakby to było możliwe, wolałbym, aby mistrz Goku był tutaj ze mną. Wtedy nie musiał rozstawać się z wami ani na chwilę, ale góry faktycznie lepiej służą skupieniu…
OJCIEC UUBA
podchodząc bliżej
Chyba nie martwisz się tym, że nas opuszczasz? Damy sobie radę, to nie pierwszy raz! Zresztą wkrótce pewnie zobaczymy się niebawem.
Po wyjściu z wody, Uub przekracza zarośla na brzegu jeziora i podąża ku ojcu, zostawiając na wysuszonej ziemi mokre ślady.
UUB
starając się o pogodny wyraz twarzy
Tak, na pewno! Następnym razem chętnie przyprowadzę do nas mojego drogiego mistrza…
OJCIEC UUBA
spokojnie, ale stanowczo
O ile wrócił już ze swojej dalekiej podróży.
UUB
ewidentnie poważniej i smutniej
Jeśli nie wróci wkrótce, to i tak będę musiał naradzić się z jego przyjaciółmi. Może będzie trzeba go szukać.
OJCIEC UUBA
nie tracąc spokoju
Nie znam twojego mistrza tak dobrze, jak ty, ale jestem przekonany, że to zaradny człowiek. Wróci na pewno.
UUB
nieco pocieszony
Masz rację, tato. Niepotrzebnie martwię się na zapas…
Z oddali zaczyna być słyszalne czyjeś pokrzykiwanie. To głos dojrzałej kobiety, która kogoś woła.
KOBIETA
woła
Padamie! Gdzie jesteś…?
OJCIEC UUBA
zakłopotany
Ach… Chyba powinienem był dać jej znać, gdzie idę!
UUB
uśmiechnąwszy się
Wygląda na to, że i tak zaraz się dowie.
OJCIEC UUBA
odwróciwszy się w stronę, z której dobiegał głos kobiety, woła
Tu jestem, Parato! Przyjdź nad jezioro!
PADAM to imię ojca Uuba, a PARATA to imię jego matki.
Wkrótce, zgodnie z oczekiwaniami, widoczna staje się kobieta w średnim wieku ubrana w jednoczęściowy strój, który zakrywa jej ciało od kostek aż po głowę, na której tworzy coś w rodzaju kaptura, odsłaniającego z frontu twarz, szyję i po części również włosy. Ma ona pogodny wyraz twarzy.
Wkrótce, zgodnie z oczekiwaniami, widoczna staje się kobieta w średnim wieku ubrana w jednoczęściowy strój, który zakrywa jej ciało od kostek aż po głowę, na której tworzy coś w rodzaju kaptura, odsłaniającego z frontu twarz, szyję i po części również włosy. Ma ona pogodny wyraz twarzy.
PARATA
z ulgą
Już myślałam, że Uub chciał wymknąć się po cichu… Dobrze was widzieć!
UUB
wesoło
Nie obawiaj się, mamo. Własnych rodziców nie mógłbym pozostawić bez pożegnania.
PADAM
kładąc dłoń na ramieniu Uuba
Na pewno jest jeszcze wiele osób, które chciałyby się z tobą zobaczyć, zanim opuścisz wioskę.
UUB
spokojnie, ale z naciskiem
Wiem, ale… tym razem to wy przekażcie im moje pozdrowienia. Wiecie, że źle znoszę pożegnania…
PARATA
z podejrzliwością
Źle znosisz…?
PADAM
troskliwie
Na pewno wszystko w porządku, synu?
UUB
opuściwszy wzrok
Potrzebuję czasu, żeby pomyśleć… i rozmowy z mistrzem Goku.
PADAM
spoglądając w oczy syna
Jeśli możemy w czymkolwiek pomóc…
UUB
stanowczo
Pomogliście już bardzo wiele. Dziękuję wam! Resztę pracy muszę wykonać sam.
PADAM
z dumą
Widzę bardzo dobrze, jak bardzo dojrzałeś i czuję, że twoje słowa są wiarygodne. Na pewno znajdziesz spokój ducha.
PARATA
uśmiechając się
A gdybyś nie znalazł go sam, możesz się tu znaleźć w mgnieniu oka. Cała wioska jest z tobą!
UUB
spoglądając na rodziców z zadowoleniem
Dobrze jest mieć swoje miejsce na ziemi…
PADAM
żartobliwie
I móc znaleźć się w nim tak szybko, jak ty, wojowniku!
wyciąga z torby pakunek
Właśnie, mam tu coś dla ciebie…
UUB
szczerze zaciekawiony
A co to takiego?
PARATA
z dumą
Odświeżyliśmy twój strój, w którym ćwiczysz z mistrzem. Ja zaszyłam naddarcia, tata zabarwił na nowo, bo zaczął już blaknąć…
sięgając w zawinięcie swojego stroju
Przyda ci się jeszcze to.
wyjmuje czystą, wyglądającą jak nowa parę butów
UUB
odbierając przedmioty z rąk ojca i matki
Nie spodziewałem się! Teraz nawet w oddaleniu będę o was pamiętał…
PADAM
z westchnieniem
Skoro masz już swój strój, to…
PARATA
pewnie, wchodząc w słowo mężowi
Leć już, Uubie! Nie trwaj dłużej w niepewności, bo to niczemu nie służy. Im szybciej dowiesz się, co tak naprawdę cię trapi, tym prędzej odetchniesz z ulgą.
UUB
zamyślony
Tak… Macie rację!
Uub nagle rzucił się do przodu, obejmując zarówno ojca, jak i matkę jednym ruchem swojego ramienia. Zdezorientowani rodzice z trudem oddychają w jego mocnym uścisku, ale szybko zostają puszczeni.
UUB
głośno
Bądźcie zdrowi, rodzice! Miej się dobrze, wiosko…!
krzyczy, patrząc w niebo
Przybądź do mnie, Kinto’un!
W mgnieniu oka na horyzoncie pojawia się żółty obłoczek, należący ongiś do samego Son Goku. Uub w międzyczasie zakłada otrzymane od matki buty i umieszcza pakunek ze swoim gi w bezpiecznym miejscu pod górną częścią swojego odzienia.
Kiedy chmurka Kinto dociera na miejsce, chłopak wskakuje na nią i ląduje miękko oraz pewnie, bez zachwiania.
Kiedy chmurka Kinto dociera na miejsce, chłopak wskakuje na nią i ląduje miękko oraz pewnie, bez zachwiania.
UUB
woła z entuzjazmem
Do zobaczenia wszystkim! Wrócę szybciej, niż wam się wydaje…!
Kinto w jednej chwili wzbija się w powietrze i z imponującą szybkością znika wraz z Uubem w oddali, skupiając na sobie uwagę wszystkich przesiadujących nad brzegiem Kaari staruszków. Rodzice Uuba nadal wpatrują się w miejsce, w którym ostatni raz widoczny był ich lecący na chmurze syn.
PARATA
cicho, zmartwiona
Co z nim, Padamie…? Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego. Zachowuje się, jakby leciał na drugi koniec świata, a wcale nie udaje się aż tak daleko.
PADAM
wciąż patrząc w dal
Chyba nie o to chodzi…
PARATA
mimowolnie się uśmiechając
Na jego miejscu nie przejmowałabym się dystansem. Nawet bez tej magicznej chmurki leciałby szybciej niż orzeł! Od kiedy poznał tego Goku, nie jest już taki jak my, zwykli ludzie…
PADAM
jakby olśniony
Otóż to, Parato, otóż to… Myślę, że tu leży sedno sprawy.
PARATA
zaskoczona
I zaczęłoby go to dręczyć dopiero teraz?
PADAM
poważnie
Niektórzy mawiają, że czas leczy wszystkie rany. A ja ci powiem inaczej, Parato — niczego nie można zostawiać samemu czasowi, bo inaczej z niepozornego zacięcia może być wielki, wielki ból…
Rodzice Uuba milkną i zamyśleni kierują się do swojego domu.
Życie w wiosce toczy się swoim biegiem. Większość jej mieszkańców dopiero budzi się, aby znowu podjąć pracę. Są nieświadomi rozterek Uuba, prawdziwego celu misji Son Goku i tego, z jaką niecierpliwością oczekują na niego jego przyjaciele. Nie wiedzą także o nieproszonym gościu, który spadł na Ziemię z nieba.
Niebo jest czyste. Przynajmniej na razie.
Życie w wiosce toczy się swoim biegiem. Większość jej mieszkańców dopiero budzi się, aby znowu podjąć pracę. Są nieświadomi rozterek Uuba, prawdziwego celu misji Son Goku i tego, z jaką niecierpliwością oczekują na niego jego przyjaciele. Nie wiedzą także o nieproszonym gościu, który spadł na Ziemię z nieba.
Niebo jest czyste. Przynajmniej na razie.
* * *
* * *