Rozdział 14 - GT Rewritten

Logo projektu GT Rewritten
Symbol GT Rewritten Wiki
Książka FWDB
Flaga Polski
Flaga Stanów Zjednoczonych
Logo projektu GT Rewritten
Symbol GT Rewritten Wiki
Książka FWDB
Przejdź do treści

Nowości

  • 5 VII 2022: Nowa wersja prologu jest dostępna do czytania!

  • 9 VIII 2022: Prolog doczekał się plakatu!

    • 22 V 2022: Akt II drugiego Rozdziału specjalnego został napisany!

      • 18 IV 2022: Bananowy Doktor informuje czytelników, że Special nr 2 będzie miał trzy akty zamiast dwóch!

        Rozdział 14: Przedstawienie czas zacząć! Spektakl grozy na Ziemi!


        * * *

        Ziemia, nieznane pustkowie, po zachodzie słońca.
        Piccolo przesiaduje w samotności na kamieniu, jednak nie wydaje się medytować, tak jak zwykł robić w takich sytuacjach. Nameczanin jest w niedbałej pozycji i wspiera głowę na dłoni. Ewidentnie zastanawia się nad czymś intensywnie. Jest niespokojny. Po chwili podnosi wzrok do nieba i ciężko wzdycha.


        PICCOLO
        stukając palcami w kamień, na którym siedzi
        Kończy ci się czas, Son… Gdzie ty się podziewasz?
        marszczy brwi
        Przecież nikt nie mógł cię zatrzymać, prawda…?
         
        Piccolo wstaje na równe nogi i rozgląda się nerwowo, jakby kogoś wypatrywał i nie wiedział, z której strony może przybyć.

        PICCOLO
        cicho, do siebie
        Jakbym nie miał wystarczająco wielu zmartwień… Moje Smocze Kule miały nam pomóc, a nie posłać wszystkich na tamten świat.
        wbijając wzrok w ziemię pod sobą
        To właśnie dzięki nim mieliśmy móc dalej żyć tak, jak dawniej. Oczywiście, musiałem po drodze popełnić błąd.
        położywszy sobie dłoń na piersi
        Tworzę jedno z Wszechmogącym, uzdrowicielem, ale także z Nailem, wojownikiem. Ba, sam także jestem wojownikiem. Czy to dlatego nie mogłem stworzyć normalnego zestawu Kul?
        ponuro
        Nie powinienem był móc stworzyć żadnego, a jednak to się udało. To wypaczenie porządku natury musiało się tak skończyć… Kiedy Son wróci… będę musiał…
        marszczy brwi i mówi z determinacją
        Nie, jeszcze nie teraz…! Taka informacja, zaraz po tym, jak ledwo uniknięto zagłady planety?
        wybucha złością
        Niech to szlag! Wszystko miało być inaczej! Nie mogę wyznać prawdy teraz, ale wcześniej też nie mogłem…
        spokojniej
        Muszę czekać. Minie miesiąc, może dwa i wszystko wyjawię. Do tego czasu… nic nie powinno się stać.

        Po ciemnym niebie przelatuje jakaś niezwykle jasna smuga, jakby kometa albo spadająca gwiazda. Piccolo jednak wzdryga się i natychmiast zwraca się w stronę, gdzie jest ona widoczna. Blask wkrótce znika, ale to przelotne mgnienie wystarczyło Nameczaninowi.
         
        PICCOLO
        zamyślony
        To nie mógł być meteor…
        niemal bezgłośnie, z obawą
        Meteory nie mają w sobie Ki…!
         
        Nameczanin w jednej chwili wzbija się w powietrze i znika w oddali. Na miejscu, w którym przed chwilą stał, pozostaje tylko wzbity przez niego tuman kurzu.
         
        * * *
         
        Wieczór, obrzeża Zachodniej Stolicy. Na niebie są już widoczne gwiazdy.
        Na plaży, nad brzegiem morza znajdują się Son Goten i Melissa, jego dziewczyna, wśród przyjaciół znana przede wszystkim jako Meris. Ona jest ciepło ubrana i siedzi z założonymi rękami, opierając się na metalowej barierce, zaś on stoi lekko odziany i z zadowoleniem spogląda na lekko falującą wodę, na powierzchni której migocze odbity blask księżyca. Od dłuższej chwili trwają tak w ciszy.
         
        MERIS
        przerywa milczenie; z uniesioną brwią
        Widzę, że uśmiech nie schodzi ci z twarzy…

        GOTEN
        pogodnie
        Mam się z czego cieszyć.

        MERIS
        zaciekawiona
        Mnie również humor dopisuje, ale jestem ciekawa, czy z tego samego powodu, co tobie.

        GOTEN
        wzdycha i odwraca się do Meris, nie przestając się uśmiechać

        MERIS
        przewraca oczami na poły żartobliwie

        GOTEN
        lekko zaczerwieniony
        Po prostu nie mogę uwierzyć, że to już tak długo trwa i jest tak dobrze.

        MERIS
        zaciekawiona
        Co oznacza "to "…?

        GOTEN
        z trudem
        "To " oznacza… nas… Rozumiesz… chyba…?

        MERIS
        zaśmiawszy się głośno, mówi z pewną ironią, ale lekką i życzliwą
        Tak, rozumiem! Po prostu nie wierzysz w swoje szczęście.

        GOTEN
        opuszcza wzrok; mówi lekko zawstydzony
        Można tak powiedzieć…

        MERIS
        wstaje, po czym daje niestawiającemu oporu Gotenowi prztyczka w nos
        Hej, głowa do góry! Mówili mi, że wielki z ciebie kobieciarz, a ty zachowujesz się, jakbyś był na pierwszej randce!

        GOTEN
        posłusznie wyprostowuje się
        Żaden kobieciarz… Po prostu mam na swoim koncie wiele spudłowanych strzałów, a raczej… sam dałem się trafić nieodpowiednim osobom!

        MERIS
        pogodnie
        Kto nie gra, ten nie wygrywa! Może jakbyś nie był taki kochliwy, to nigdy byśmy na siebie nie trafili.

        GOTEN
        uśmiecha się znowu
        Może.
        po chwili milczenia
        Nawet nie wiem, dlaczego tym razem zadziałało… Nic nie rozumiem.

        MERIS
        beztrosko
        A myślisz, że ja wiem? Może urodziliśmy się pod tą samą gwiazdą, czy coś takiego… Dogadujemy się ze sobą, oto cała filozofia!

        GOTEN
        uśmiecha się, rozbawiony
        Wierzysz w to… z tą gwiazdą?

        MERIS
        parsknąwszy śmiechem
        Pewnie, że nie! Co za pytanie…

        GOTEN
        pewnie
        Ja… też nie! Gdyby tak było, to bylibyśmy do siebie bardziej podobni.

        MERIS
        zaskoczona
        Chyba nie różnimy się aż tak bardzo.

        GOTEN
        zamyślony
        Mamy inne zainteresowania… Ja tańczę – ty nie tańczysz. Ja znam sztuki walki – ty nie znasz…

        MERIS
        obruszona
        No bez przesady! Może nie tańczę, ale też kocham muzykę, zapewniam cię! A z tymi sztukami walki to… przynajmniej uważam to za fajowe…!
        mniej pewnie
        Chyba…
        wybucha śmiechem

        GOTEN
        całkiem poważnie
        Widzisz, różnimy się…

        MERIS
        szturchając Gotena
        Niech ci będzie! Różnimy się, ale w takim razie widocznie się dopełniamy…!

        GOTEN
        znowu wpada w zamyślenie
        Dopełniamy, tak…?

        MERIS
        wzdycha, nieco zniecierpliwiona
        Nie myśl o tym tyle.
         
        GOTEN
        z nieco gorzkim grymasem
        Jak mam bez myślenia zapobiec temu, bym tego wszystkiego nie zepsuł?

        MERIS
        opiera głowę na ramieniu Gotena
        Zacznij od postanowienia, że będziesz ze mną rozmawiał w razie jakichkolwiek problemów, wątpliwości… W końcu to się nazywa "bycie razem ", nie?
        śmieje się
        To chyba zabrzmiało trochę głupio…

        GOTEN
        z rozbrajającą szczerością
        Może, ale nie mam wyczucia w tych sprawach!
        odetchnąwszy z ulgą
        W każdym razie… akceptuję twoją radę.

        MERIS
        uśmiechnięta
        Twoja poważna strona też jest sympatyczna, wiesz…?
         
        Goten odwzajemnia słowa Meris tylko przyjaznym spojrzeniem. Oboje patrzą na siebie nawzajem, trwając tak przez chwilę w ciszy.
        Niespodziewanie ich spokój przerywa huk, ale jakby stłumiony, dochodzący z oddali. Dziewczyna jest tym tylko nieco zaciekawiona, natomiast Son Goten, jakby zaalarmowany, zwraca się w kierunku, z którego dochodził dźwięk.
         
        MERIS
        spogląda na Gotena
        Wiesz, co to było?

        GOTEN
        dalej patrząc w dal, jakby mocno skupiony
        Nie wiem… Zdaje mi się, jakbym coś poczuł, ale… nie, niemożliwe…
        potrząsa głową
        Nie poczułem niczego, prawda…? Mogłoby pojawić się i zniknąć tak szybko?

        MERIS
        dostrzega skupienie Gotena
        Hej, martwi cię to? Rozumiem, może to jakiś wypadek…

        GOTEN
        otrząsa się z zamyślenia
        Nie, nie martwię się, spokojnie…

        MERIS
        staje naprzeciwko Gotena i spogląda mu w oczy
        Pamiętaj, jeśli tylko coś cię trapi…

        GOTEN
        z uśmiechem, ale stanowczo
        Chodźmy stąd. Znajdziemy sobie ciekawsze miejsce.

        MERIS
        zaskoczona
        Och…
        po krótkiej chwili namysłu
        Coś w tym jest! O tej porze na plaży tylko bardziej zmarznę. Trzeba przyjść innym razem, w ciepły dzień…
        pogodnie
        To… gdzie chciałbyś iść?

        GOTEN
        pogodnie
        Nie jesteś głodna?

        MERIS
        śmieje się głośno
        Więcej nic nie mów, wszystko już wiem!

        Młodzi zakochani odwracają się plecami do morskiego brzegu i spokojnym krokiem kierują się w głąb miasta. Do rana jeszcze daleko, ale Zachodnia Stolica pozostaje żywa nawet nocą, toteż wkrótce da się słyszeć przyjemny szmer rozmów przechodniów, do którego dołączają się po jakimś czasie głosy kochliwego pół-Saiyanina i jego dziewczyny.
         
        * * *
         
        Zanim przejdziemy dalej, musimy wyjaśnić pewną nieuznającą zwłoki kwestię.
        Przenieśmy się na miejsce, w którym rozległ się ów szczególny wypadek, którego odgłos zwrócił uwagę Son Gotena oraz do czasu dokładnie odpowiadającego chwili, kiedy huk dał się słyszeć.
        ------------------------------
        Kilkaset metrów na północny wschód od ścisłego centrum Zachodniej Stolicy.
        Pomiędzy zabudowaniami mieszkalnymi i siedzibami sklepów, na obszarze zajmowanym jeszcze przed chwilą przez parking samochodowy, pojawił się wielki krater, który otacza gęsta chmura złożona z pyłu wzbitego przez uderzenie oraz dymu. Wydarzenie to skupiło na sobie uwagę ludności w całej okolicy i nie bez przyczyny, gdyż wywołało ono krótki, lecz mocno odczuwalny wstrząs. Szybko zebrała się grupa gapiów, gdzieniegdzie mieszkańcy zaczęli wyglądać ze swoich okien. Szczególnie zainteresowana sytuacją wydaje się grupa mężczyzn ubranych w czarne, skórzane kurtki, która natychmiast wybiega z pobliskiego baru. Jeden z nich, wyglądający na lidera, łapie się za głowę i wydaje z siebie głośny jęk.

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        z niedowierzaniem
        Nasze… motocykle… wszystkie…?!

        ‘SKÓRZANY’ #1
        spluwa wściekle
        Szlag by to…!

        ‘SKÓRZANY’ #2
        z przejęciem
        Panowie… chyba wojna będzie! Bombę na nas zrzucili…

        ‘SKÓRZANY’ #3
        ze złością uderza przedmówcę w głowę
        Oż ty durny…! Niby z kim wojna?! Na całym świecie mamy tylko jeden rząd!
        podnosi wzrok na niebo
        Jedno jest pewne, musiało to z góry spaść! Nie ma bata, że było inaczej…

        ‘SKÓRZANY’ #2
        mruczy pod nosem z niezadowoleniem, pocierając swoją głowę po otrzymanym ciosie
        Detektyw się znalazł… I kto tu jest durny?

        Oszołomiony widokiem lider grupy motocyklistów posuwa się powoli w kierunku krateru, nie zastanawiając się nad potencjalnym niebezpieczeństwem. Początkowo wszyscy inni, zajęci własnymi teoriami, nie zwracają na niego uwagi. Dopiero kiedy mężczyzna wkroczył w zewnętrzną, przerzedzoną już nieco chmurę dymu i pyłu, z okien i z ulicy zaczęły płynąć skierowane do niego słowa ostrzeżenia.
         
        SKÓRZANY’ #4
        woła
        Te, szefie…! Nie idź sam!

        ‘SKÓRZANY’ #1
        ponuro, ale trzeźwo
        Lepiej poczekać na gliny i strażaków. To może być grubsza sprawa…

        GŁOSY Z ULICY
        słabo słyszalne, z oddali
        Hej, stój…! – Nie rób głupot!
         
        Zrozpaczony mężczyzna nie reaguje na wołania i wkrótce znika w gęstym dymie.
        Głosy cichną. Wszyscy zdają się nasłuchiwać niecierpliwie, co się zaraz wydarzy. Pozostali motocykliści spoglądają po sobie z niepewnością.

        SKÓRZANY’ #3
        nieśmiało
        Wiecie, panowie… Tak mi się zdaje, że my też powinniśmy iść. Tak dla solidarności.

        ‘SKÓRZANY’ #2
        szturchając przedmówcę
        No… to dajesz! Idź pierwszy, a my za tobą…

        Ów motocyklista, który zaproponował, by iść za liderem, rozgląda się jeszcze po swoich towarzyszach z nadzieją, iż któryś z nich zechce wybawić go od losu, który sam sobie zgotował, jednak nikt się nie zgłasza.
         
        SKÓRZANY’ #3
        po głębokim wdechu
        Raz kozie śmierć…

        Człowiek, który wypowiedział powyższe słowa, kieruje się ostrożnym krokiem ku kraterowi. Wbrew ich wcześniejszej niepewności, wkrótce dołącza do niego kilku towarzyszy. Nie mija wiele czasu, a grupa ta znajduje się już we wciąż utrudniającej widoczność chmurze pyłu. Kaszląc i rozganiając dym ruchami rąk nawołują za swoim liderem. Widać, że są zmartwieni.
         
        SKÓRZANY’ #5
        drżącym nieco głosem
        H-Halo…? Szefie?

        ‘SKÓRZANY’ #3
        z niezadowoleniem, pod nosem
        Szlag, nic tu nie widać, a pod nogami niepewnie…

        ‘SKÓRZANY’ #6
        głośno
        Szefie, wyłaź stamtąd! Lepiej nie ryzykowa-…

        W pobliżu grupy motocyklistów ponownie wzbija się kurz. Słychać odgłos uderzenia o ziemię, upadku.
         
        SKÓRZANY’ #6
        krzyczy, ze strachu, a może raczej z bólu
        …-AAAAAAAĆ!

        ‘SKÓRZANY’ #7
        kaszle
        Co… Co jest?!

        Mężczyźni niewiele widzą przed sobą. Da się jednak zauważyć, iż z latającego w powietrzu pyłu utworzył się ślad prowadzący w głąb krateru.
         
        SKÓRZANY’ #3
        przełknąwszy ślinę nerwowo
        Nie ma co, schodzimy…

        Motocykliści ostrożnie i prawie po omacku schodzą śladem towarzysza, który upadł. W miarę, jak poruszają się ku centrum krateru, widoczność staje się coraz lepsza. W pewnym momencie ich uszu dobiega znajomy głos.
         
        GŁOS ‘SKÓRZANEGO’ #6
        woła
        Chodźcie! Szef tu jest, trzeba mu pomóc…!

        Pozostali przyśpieszają kroku, aby dotrzeć na miejsce. Zgodnie ze słowami towarzysza, udaje im się dojrzeć sylwetkę swojego lidera, leżącego na ziemi obok jakiegoś dziwnego, cylindrycznego przedmiotu. Na lewym ramieniu herszta widnieje dość głęboka rana cięta, z której na ziemię sączy się krew. Trzeźwym okiem można by dostrzec leżący nieopodal, splamiony posoką odłamek metalu, jednak mężczyźni byli zbyt przejęci, aby się tym przejmować.
         
        SKÓRZANY’ #3
        do ‘skórzanego’ #6
        Mów! Co mu jest?

        ‘SKÓRZANY’ #6
        zdezorientowany
        Ja… Ja nie wiem…! Jest ranny, chyba nieprzytomny…
        dotknąwszy czoła lidera
        …i mokry, zimny…

        SKÓRZANY’ #5
        wzburzony
        Ktoś go zaatakował!

        SKÓRZANY #7
        trzeźwo
        Gdzieżby tam! Skąd by się tu wzięli inni ludzie…?

        ‘SKÓRZANY’ #3
        pochylając się nad szefem
        Później się będziemy zastanawiać… Powinien obejrzeć go lekarz!

        Nagle dzieje się coś niespodziewanego, a wręcz szokującego.
        W jednej chwili oczy lidera motocyklistów otwierają się. Mężczyzna wręcz obłąkańczym wzrokiem rozgląda się dookoła, następnie dotyka swojej twarzy (a raczej obmacuje ją gwałtownie), ogląda swoje dłonie i zaczyna podnosić się do pozycji siedzącej.
         
        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        jakby do siebie, dotykając swojego torsu, sprawdzając kieszenie kurtki i spodni
        Lekarz… lekarz…
        w jednej chwili zrywa się na równie nogi
        Nie! Nie…! Nie-e…

        ‘SKÓRZANY’ #5
        zdumiony
        Sze-…fie?

        ‘SKÓRZANY’ #7
        wytrzeszczając oczy
        Wszystko w porządku…?

        ‘SKÓRZANY’ #3
        dość trzeźwo, ale nie bez zaskoczenia; do szefa
        Dobrze, że jesteś przytomny, ale jesteś też ranny… Wyjdźmy chociaż z tej dziury, może przyjechały już jakieś karetki.

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        marszczy brwi
        Ja? Ranny?
        znowu gwałtownie obmacuje się na całym ciele, aż trafia na ranę na swoim ramieniu
        Ach, to…
        odwraca się do swoich podwładnych; z nienaturalnym uśmiechem
        To nic, ledwo draśnięcie!

        SKÓRZANY’ #6
        zdezorientowany
        Szefie, co ty wygadujesz…? Przed chwilą…

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        śmiejąc się pod nosem
        Musiałem sobie tylko odsapnąć. Szukałem naszych… motorów i…

        ‘SKÓRZANY’ #3
        markotnie, rozglądając się
        Jakby mogło z nich cokolwiek zostać…
        zwraca się ponownie ku szefowi; mówi z pretensjonalnym tonem
        Co się tu właściwie wydarzyło? Uderzyłeś się w głowę?

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        beztrosko; idzie w górę, chcąc wyjść z krateru
        Pogadamy później…
        zatrzymuje się, jakby chciał się zastanowić, po czym odwraca się znowu ku towarzyszom
        Wiecie co? Mam pomysł!

        ‘SKÓRZANY’ #6
        podnosi głos
        To nie czas na żarty! Ta rana…

        Lider motocyklistów nic sobie nie robi z ich napomnień. Uśmiecha się szeroko i kładzie sobie dłoń na brzuchu.
         
        LIDER ‘SKÓRZANYCH’…?
        z naciskiem, oblizując się
        Chodźmy coś zjeść…!
        * * *
         
        Mniej więcej w tym samym czasie, na znajomej wyspie odbywa się spotkanie przyjaciół. To Kuririn, Yamcha, Tenshinhan, Chiaotzu i Muten Roshi, którzy w dość pogodnym nastroju przesiadują wspólnie przed Kame House. Tym razem wszyscy, oprócz Tena i jego nieodłącznego towarzysza, mają na sobie zwykłe, codzienne ubrania, co sugeruje, że ich celem nie był trening.
        Mimo wieczornej pory i ciągnącego od morza chłodu, grupie starych znajomych humor zdaje się dopisywać. Uwagę mógłby przykuwać Ten, siedzący ze skrzyżowanymi nogami i zamkniętymi oczyma, ale reszta nie strofuje go w żaden sposób.
         
        KURIRIN
        z błogością
        Ach… Dobrze jest być razem!

        YAMCHA
        zrelaksowany
        Nie inaczej, bracie, nie inaczej…

        ROSHI
        popijając coś ze szklanki
        Coś podobnego! Jeszcze kilka godzin temu myślałem, że was nie namówię na ten wspólny wieczór, a tu proszę, jacy zachwyceni…!

        KURIRIN
        z gorzkim nieco uśmiechem
        Mistrzu, starzy już jesteśmy, a nadal głupi. Nic w tym dziwnego, że dalej nie poznajemy się od razu na twoich dobrych pomysłach!

        ROSHI
        z westchnieniem
        A tam znowu "głupi"… Macie prawo się martwić, nawet jeśli mówimy o kimś tak niezawodnym, jak Goku, ale jak już tak bardzo tego chcecie, to po prostu lepiej robić to wspólnie. To tyle z mojej mądrości…!
        śmieje się

        CHIAOTZU
        zakłopotany
        To nie tak, że nie wierzymy już w Goku… Jego siła jest niezrównana, ale… ale trzeba przyznać, że taka wyprawa to coś nowego… nawet dla niego.

        YAMCHA
        patrząc w niebo centralnie nad sobą
        W sumie drugiego Majina Buu raczej nie spotka, no bo niby skąd…?

        ROSHI
        z szerokim uśmiechem
        Założę się, że i o drugiego Freezę byłoby trudno!

        KURIRIN
        opuszcza wzrok
        Musisz mieć rację, mistrzu. Niepotrzebnie się martwimy…

        ROSHI
        zniecierpliwiony; tupnąwszy nogą
        No dajcie już spokój! Goku, choćby miał wrócić w ostatniej chwili i zastać nas na kolanach, gotowych na niechybną śmierć, to wróci na pewno! Już kto jak kto, ale wy powinniście wiedzieć o tym doskonale!

        YAMCHA
        zaciska i rozluźnia palce, patrząc na swoją dłoń
        Wiemy, wiemy… Tylko to wszystko było lata temu! Każdy kiedyś się starzeje, staje się bardziej nieporadny. Goku trzyma się dużo lepiej od nas, ale skąd pewność, że…
        tu spogląda prosto na Roshiego
        …zawsze będzie tak samo, jak dawniej?

        Zapada cisza. Zdaje się, że nikt nie wie, co powiedzieć.
         
        ROSHI
        zakłopotany
        Yamcha, co ty opowiadasz…? Goku miałby zniedołężnieć...?
        zaśmiawszy się
        Przecież niedawno dosłownie odmłodniał! Przynajmniej na razie wiek w niczym mu nie przeszkodzi!
        po chwili milczenia, z obawą
        Chyba że tak naprawdę nie chodzi o niego...
        z troską
        Yamcha, Kuririn... Młode z was jeszcze chłopaki! To ja tutaj jestem tym starym.
        wyszczerza zęby
        Patrzcie no na moją gębę! To cud, że jeszcze mogę coś sam pogryźć! Tymczasem wy ledwo się zmieniliście od czasu, kiedy mieliście dwadzieścia lat! Uwierzcie staruszkowi, już swoje widziałem i...

        Roshi zawiesza swój głos, jakby chciał, aby mu przerwano. Jednak Yamcha i Kuririn uśmiechają się tylko niezręcznie, zamyśleni. Chiaotzu wpatruje się tymczasem w Tena, oczekując, że włączy się on w dyskusję.
        Cisza zostaje przerwana wyjściem z Kame House pewnej osoby – widać, że to kobieta. Po chwili staje się jasne, iż to nikt inny niż Android #18.

         
        #18
        niedbale, jakby przez ziewnięcie
        I o czym wy tutaj tak dyskutujecie…?

        ROSHI
        z ożywieniem
        Dobrze, że jesteś! Twój mężulek i jego kudłaty koleżka ubzdurali sobie, że Son Goku jest już zbyt stary i zniedołężniały, żeby wrócić cało ze swojej podróży kosmicznej! Siebie też uważają za zniedołężniałych, rozumiesz? Znie-do-łę-żnia-łych! Oni! Ci sami, którzy jeszcze w tym miesiącu trzęśli tą wyspą w posadach!

        YAMCHA
        z oburzeniem
        Hej, mistrzu – nie przekręcaj!

        KURIRIN
        zmieszany
        T-Tego nie mówiliśmy…!

        #18
        z cichym westchnieniem
        Przesadzają, przesadzają… Ale czy na pewno nie mają choć odrobiny racji?

        KURIRIN
        rumieni się
        Osiemnastko…

        #18
        przewracając oczami
        Nie, Kuririnie, nie uważam cię za dziadziunia i nigdy nie stracę do ciebie szacunku, ale są pewne fakty, obok których nie da się przejść obojętnie… tylko może nie warto się nimi zamartwiać?

        YAMCHA
        szorstko
        Łatwo ci mówić…

        #18
        ignorując Yamchę
        A co do Goku, Kuririnie, to wtedy, kiedy czas naprawdę zacznie naglić, Bulma na pewno zacznie kombinować nad rozwiązaniami. Nie jesteśmy przecież bezbronni… tak przynajmniej sądzę. To nie ja powinnam ci to tłumaczyć…
         
        Ponownie zapada cisza, jednak tym razem trwa krócej.
        Tenshinhan otwiera oczy i podnosi się, natychmiast zwracając uwagę wszystkich zebranych. Trójoki od razu kieruje się ku Roshiemu i staje obok niego.
         
        TENSHINHAN
        poważnie
        Mutenie Roshi, jakiś czas temu mówiłeś, że poczułeś z oddali Ki Vegety
        po chwili milczenia, z ciekawością
        Jak sądzisz, czy Piccolo również zaczął szukać dla siebie jakichś nowych ścieżek?

        ROSHI
        zbity z tropu
        Skąd to pytanie…? Piccolo? Ja… nie byłem teraz skupiony. Powiem szczerze, niczego nie poczułem!

        TENSHINHAN
        zamyślony
        Mnie udało się coś poczuć. Piccolo gdzieś się przemieszcza. Szybko, nawet bardzo szybko…
        marszczy brwi
        Przy tym nie ukrywa swojego poziomu mocy, przynajmniej nie dość dokładnie… Wydaje się, jakby był w ogromnym pośpiechu, szukał czegoś.
        pewnie
        Bez wątpienia ktoś taki jak on może tak się zachowywać tylko pod wpływem gwałtownych emocji, tylko… co mogło go tak poruszyć?
         
        Roshi, Kuririn i Yamcha zastanawiają się nad słowami Tena, tymczasem Chiaotzu zdaje się, jakby miał zaraz wypowiedzieć swoją hipotezę, jednak zostaje uprzedzony przez Osiemnastkę.

        #18
        ziewając
        Co by to nie było, dowiemy się bardzo niedługo…! Ba, może nawet nas samych to wzburzy. Tak to już z wami jest…
        kierując się z powrotem do Kame House
        Jak będziecie robić coś ciekawego, to dajcie znać…

        Tym razem cisza pozostaje z czterema wojownikami i Mutenem Roshim na dłużej. Da się w niej słyszeć wyraźnie spokojny szum morza i zatrzaśnięcie drzwi przez Android #18. Nie to jednak zajmuje obecnie myśli zebranych przyjaciół.
        Nocy nie zostało już wiele, ale słońca nadal nie widać.

        * * *
         
        Wracamy do Son Gotena i Meris. Świt jest bliski – zdaje się, iż zza horyzontu nieśmiało wygląda już dzienny blask, ale o tej porze to jeszcze wciąż mylne wrażenie. Nasza para idzie jedną z głównych ulic miasta, szukając lokalu, w którym mogliby się zatrzymać i nie można zaprzeczyć, że humor im dopisuje. Goten ku uciesze swojej dziewczyny idzie wręcz tanecznym krokiem, nucąc coś. Może o innej porze ktoś zwróciłby na nich uwagę, ale w tych godzinach większość nocnych marków wróciła już do domu, a przykładni obywatele cieszą się ostatnimi chwilami snu przed pracą.
         
        GOTEN
        starając się poruszać jak najzręczniej
        Ta-ta-ta-ta, na-na-na-na-naaa…

        MERIS
        śmiejąc się pod nosem
        Ruszasz się bez zarzutu, ale nie trzymasz rytmu!

        GOTEN
        z niedowierzaniem, nie przestając pląsać
        Serio? Skąd ten pomysł…?

        MERIS
        jakby trochę nieśmiało
        Powiedzmy, że znam się trochę na muzyce, chociaż nie tańczę.
        zaczyna pstrykać palcami w równych odstępach, wyznaczając rytm
        I raz, dwa, trzy, cztery… Raz, dwa, trzy, cztery…

        GOTEN
        bez zatrzymywania się zmienia nieco swój krok
        Dobra, łapię to! Może i miałaś rację…

        MERIS
        z pogodnym uśmiechem
        Dobrze wyczuwasz rytm, ale ktoś musi ci go dostarczyć…

        GOTEN
        wesoło
        Czyli ucho mam nie najgorsze?

        MERIS
        kładąc dłoń na ramieniu Gotena
        Nawet więcej niż nie najgorsze.

        GOTEN
        życzliwie
        Dziękuję!
        zatrzymuje się i rozgląda
        Mam poczucie, że łazimy teraz bez celu. Mieliśmy iść coś zjeść…

        MERIS
        również się zatrzymuje
        A gdzieśmy to zaszli…?
        rozejrzawszy się
        Aha, wiem!
        z podejrzanie szerokim uśmieszkiem
        Śpieszy ci się?

        GOTEN
        beztrosko
        Do domu – nie, ale do jedzenia… tak, jasne!

        MERIS
        chwytając Gotena za rękę
        Znam tu taki bar… Powinni mieć coś do przekąszenia.
         
        Melissa prowadzi Gotena na drugą stronę ulicy, gdzie przy jednym z budynków znajdują się schody prowadzące w dół. Już z góry czuć drgania, kojarzące się z głośną muzyką. Dziewczyna schodzi jednak na dół, a jej chłopak za nią. Stają przed nieoznakowanymi, odrapanymi drzwiami, które Meris natychmiast otwiera.
        Oczom Gotena ukazuje się dość przestronne i w miarę schludne wnętrze, a jego bębenki atakuje ostry dźwięk akordów granych z zawrotną szybkością na przesterowanej gitarze elektrycznej, wydobywający się z rozstawionych w pomieszczeniu głośników. We wnętrzu można dostrzec bardzo specyficznych ludzi, z reguły ubranych w dżinsowe lub po prostu czarne ubrania, czasami posiadających fantazyjne fryzury. Przy barze widać kilku mężczyzn odzianych w skórzane kurtki, z których jeden ma ramię przewiązane bandażem. Meris siada właśnie koło niego, a Goten z dużo mniejszą śmiałością obok niej.
         
        GOTEN
        zdezorientowany
        Meris, co to…

        MERIS
        gwiżdże
         
        Na sygnał dany przez Melissę gwizdnięciem z zaplecza wychodzi krótko ostrzyżony, brodaty mężczyzna z kolczykiem w lewym uchu. Uwagę przykuwa jego czarna koszulka z wielką, śnieżnobiałą i niepokojąco wyszczerzoną czaszką oraz napisem "The Weirdoes".
         
        MERIS
        wesoło, do brodacza
        Jak się masz, brachu!

        BRODACZ
        pozytywnie zaskoczony
        Meris?! Oczy mnie chyba nie mylą, to naprawdę ty! Nie sądziłem, że cię tu zobaczę tak prędko…

        MERIS
        psotnie
        Ja też nie sądziłam, ale wiesz dobrze, że w życiu różnie się układa, Vishiusie!

        VISHIUS to imię… a może raczej pseudonim naszego brodacza.

        VISHIUS
        przewraca oczami
        Mówiłem ci już, nie nazywaj mnie tak w pracy! Tutaj jestem po prostu… "barman", okej?

        MERIS
        z westchnieniem
        Jasne, jasne…

        VISHIUS
        uprzejmie, spoglądając również na Gotena
        Co państwu podać?

        MERIS
        kładąc pieniążek na blacie
        To, co zwykle.
        mruga jednym okiem

        VISHIUS
        do Gotena
        A dla szanownego pana…?

        GOTEN
        jak oszołomiony
        Emm… Ja… chciałem coś zjeść i…

        VISHIUS
        zaglądając w menu
        Jest już prawie poranek. Może jajecznica by się zdała?

        GOTEN
        wbijając wzrok w blat
        Tak, zda się…

        VISHIUS
        kłaniając się z przesadą
        W takim razie służę państwu! Proszę poczekać chwilkę…
        wychodzi z powrotem na zaplecze

        MERIS
        zanosząc się głośnym śmiechem
        Co za człowiek…! To prawie melina, a zachowuje się jak kelner w wykwintnej restauracji!

        GOTEN
        nieśmiało
        Umm… Meris…

        MERIS
        spokojnie
        Tak?

        GOTEN
        rozglądając się badawczo
        Znasz… tych ludzi?

        MERIS
        poważnieje
        Zależy których… Samego Vishiusa tak, znam dobrze. Przyjaźnimy się od dawna.
        westchnąwszy ciężko
        Ale to miejsce… to przeszłość, długo by gadać. Całe szczęście zamknięta.

        GOTEN
        uśmiecha się niepewnie
        Rozumiem…

        Z głośników zaczął grać inny utwór. Wolniejszy, bardziej rytmiczny. Na pierwszy plan wysuwa się dźwięk gitary basowej. Meris zaczyna wtedy stukać palcami w blat, przykuwając wzrok Gotena. Chłopak nie wie jednak, że ktoś inny zaczął przyglądać się właśnie jemu. To mężczyzna w skórzanej kurtce i z zabandażowanym ramieniem – bez trudu można w nim rozpoznać lidera grupy motocyklistów, a w zasadzie "byłych motocyklistów" z racji na przykry i niecodzienny wypadek, jaki spotkał ich jednośladowe pojazdy.

        MERIS
        krzywiąc się nieco, przestaje stukać
        Jak zjesz, to idziemy stąd, dobra?

        GOTEN
        zmartwiony
        Tak? Znaczy… w porządku, jasne…

        GŁOSY OBOK
        śmiejąc się paskudnie
        Proszę, już się wynoszą! Chyba ich speszyliśmy!

        To "byli motocykliści" postanowili ponaigrawać się z Gotena i Meris. Ich lider jednak wciąż milczy. Młody pół-Saiyanin mierzy wzrokiem szyderców, ale dziewczyna jest jakby nieobecna i patrzy przed siebie, zamyślona.
         
        GOTEN
        marszczy brwi
        Hej, zajmijcie się sobą!

        ‘SKÓRZANY’ #7
        wstaje z miejsca
        A co, masz z nami jakiś problem?!

        ‘SKÓRZANY’ #5
        dołącza do towarzysza; krzyczy również na Gotena
        Zastanów się, z kim zaczynasz, kochasiu!

        GOTEN
        także wstaje
        Możecie śmiać się ze mnie, ile wam się podoba, ale nie mieszajcie do tego Meris!

        ‘SKÓRZANY’ #5
        zastanawia się
        Meris, Meris… Jakbym gdzieś już to słyszał!

        ‘SKÓRZANY’ #6
        podnosi głowę znad blatu
        Cicho bądźcie, głowa mnie coś boli…

        ‘SKÓRZANY’ #7
        gniewnie, do przedmówcy
        Było nie pić tyle!

        W międzyczasie lider "byłych motocyklistów" przysuwa się bliżej Meris, zachowując stoicki spokój. Niespodziewanie podsuwa jej swoją szklankę, pełną złocistego, gazowanego napoju***.
         
        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        przyjaznym tonem; do Meris
        Widzę, że chcesz stąd iść. Możesz wziąć mój napój, nie tykałem się go… Jakoś nie mam dzisiaj apetytu. Kiedy barman przyjdzie, może zadowolę się twoim, a ty będziesz mogła odejść wcześniej.

        MERIS
        otrząsnąwszy się z zamyślenia, mierzy mężczyznę chłodnym spojrzeniem
        Dzięki, poczekam…

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        uśmiecha się jakby złośliwie
        Jak wolisz…
        wstaje i odzywa się do swoich towarzyszy
        Idziemy stąd! Możemy poczekać na transport na zewnątrz!

        ‘SKÓRZANI’
        chórem
        Ale…!

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        zniecierpliwiony
        Wynoście się, a nie gadajcie. Nie każcie mi na was czekać…!

        Skórzani’ pokornieją i kierują się ku wyjściu, raz po raz spoglądając gniewnie na Gotena. Ich lider idzie ostatni i w stronę syna Son Goku patrzy dużo bardziej przyjaźnie. Jego wyraz twarzy nie budzi jednak zaufania.
         
        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        przyglądając się Gotenowi
        Wyglądasz… na silnego.

        GOTEN
        szorstko
        Dzięki, ale lepiej zrobisz, jeśli pójdziesz za swoimi kumplami.

        LIDER ‘SKÓRZANYCH’
        psotnie
        Hehe… Już się robi.
        przy wyjściu, kierując ostatnie spojrzenie w kierunku Gotena
        Do zobaczenia!

        Przywódca ‘skórzanych’ znika za drzwiami, zatrzaskując je. Goten siada obok Meris na miejscu, które tamten do niedawna zajmował. Mniej więcej w tym samym czasie z zaplecza powraca Vishius, niosąc napój w szklance, identyczny do tego, który na blacie zostawił dziwnie przyjazny "były motocyklista" oraz porcję jajecznicy na talerzu.

        VISHIUS
        z dumą
        Proszę bardzo, to dla was!
        kładzie wszystko na blacie przed Gotenem i Meris.

        GOTEN
        uśmiechnięty, z wdzięcznością
        Dzięki, nie mogłem się doczekać.
         
        Meris uśmiecha się tylko nieznacznie do Vishiusa, który odpowiada tym samym i ponownie znika na zapleczu. Dziewczyna powoli popija swój napój.
        Po chwili Melissa zerka na swojego chłopaka i zamiera w zdziwieniu. Talerz Gotena jest już całkowicie pusty i nie tylko on – również szklanka pozostawiona przez lidera ‘skórzanych’ została opróżniona.
         
        GOTEN
        z szerokim uśmiechem, głaszcząc się po brzuchu
        Tego mi było trzeba! Wystarczy na drogę do domu.
         
        MERIS
        zakłopotana
        Cieszę się, że ci smakowało, ale… ta szklanka nie była twoja.

        GOTEN
        rumieni się
        Zamówiłaś dwa napoje dla siebie? Jeśli tak, to przepraszam…

        MERIS
        wzdycha w geście bezradności
        Nie… Ten, który wypiłeś, został po tym dziwnym gościu, który przed chwilą wyszedł…

        GOTEN
        zawstydzony
        No cóż…
        uśmiechając się głupawo
        Przynajmniej nie wyglądał na napoczęty. Może nic mi nie będzie!
        wydaje z siebie wymuszony chichot, ale szybko milknie

        MERIS
        łagodnie
        Też tak myślę, ale… uważaj na siebie, dobrze?

        GOTEN
        pewniej
        Jasne, to będzie dla mnie…
        nagle poprawia się na krześle, wzdryga się
        …dobra nauczka.
         
        Meris przytakuje Gotenowi tylko pogodnym uśmiechem. Zamyka oczy i, popijając dalej zawartość swojej szklanki, rozmyśla o czymś.
        W tym samym czasie jej kompan raz jeszcze się wzdryga, gwałtownie potrząsa głową, aż wreszcie zrywa się z miejsca i staje na równych nogach, oddychając ciężko. Ma oczy zaszłe mgłą. Nikt nie zwraca na to szczególnej uwagi. Son Goten jednak po chwili otrząsa się i, jak się zdaje, znów zachowuje się normalnie.
         
        GOTEN
        delikatnie szturchając Meris w ramię
        H-Hej… Muszę teraz wyjść na zewnątrz, ale zaraz wrócę, w porządku?
        nie czekając na odpowiedź dziewczyny, kieruje się ku wyjściu

        MERIS
        wytrząśnięta z zamyślenia
        Hmm…? Ale… po co? Jest ci niedo-…
         
        Goten szybkim krokiem i nie oglądając się wychodzi z baru.
         
        MERIS
        zbita z tropu
        …-brze?
        zmartwiona
        No i co z nim znowu…?
         
        Westchnąwszy, Melissa opróżnia w kilka chwil swoją szklankę i zostawia na blacie jeszcze jeden pieniążek dla Vishiusa, po czym od razu kieruje się do wyjścia śladem Gotena.
        Na zewnątrz wita ją wciąż panująca, ale jakby przybladła noc. Ulica jest nadal dość pusta, choć w niektórych oknach widać teraz zapalone światła. Dziewczyna rozgląda się, zastanawiając się, gdzie mógł uciec jej chłopak. Przy jednym z pobliskich budynków zauważa znajomą grupę mężczyzn w skórzanych kurtkach.

        MERIS
        cicho do siebie
        Cholera… Chyba nie poszedł się z nimi bić?

        Meris decyduje się podejść bliżej "byłych motocyklistów", ale nie chce być przez nich zauważona, więc opuszcza głowę i z rękami w kieszeni idzie powoli w ich kierunku. Niewiele to jednak daje. ‘Skórzani’ dostrzegają ją już z daleka.
         
        SKÓRZANY’ #7
        szczerząc się
        No… Patrzcie, kto przyszedł!

        ‘SKÓRZANY’ #8
        przeżuwając coś
        Ma nosa, trzeba przyznać. Od razu wiedziała, gdzie ma iść!

        ‘SKÓRZANY’ #6
        przewraca oczami
        Może dlatego, że stoimy tu jak kołki i widać nas z daleka…?

        Meris nie podnosi wzroku i nie chce odzywać się do żadnego z mężczyzn. Będąc już blisko, pragnie ostro skręcić i wejść jak najszybciej w zaułek między budynkami.
         
        SKÓRZANY’ #7
        złośliwie
        Dobrze kombinujesz. Twój chłoptaś przed chwilą tamtędy poszedł.

        ‘SKÓRZANY’ #6
        z wyczuwalną pogardą
        Lepiej już idź do niego… albo po niego.

        ‘SKÓRZANY’ #8
        dalej przeżuwając
        Chciał koniecznie gadać z naszym szefem, no to poszli…
         
        Dziewczyna posyła tylko skórzanym krótkie, gniewne spojrzenie i znika w zaułku. Uliczka jest dość krótka, ale skręca jeszcze w prawo. Meris postanawia przyczaić się właśnie za tym zakrętem. Zbliżając się tam, słyszy już znane sobie głosy.
         
        GŁOS LIDERA ‘SKÓRZANYCH’
        z wielkim zadowoleniem
        Proszę…! Nie czekałeś ani chwili! Godne podziwu. Będzie nam się dobrze współpracowało…
        poważnieje
        Będę teraz musiał coś od ciebie… pożyczyć.

        GŁOS GOTENA
        z nietypową, służbową wręcz powagą
        Jestem gotowy.

        MERIS
        szepcze do siebie
        Że jak?! Współpracowało…?!

        Melissa nie może się powstrzymać i wychyla się zza ściany, żeby ujrzeć, co dzieje się tam dzieje. Niemal natychmiast po tym, jak to robi, zamiera.
        Z szeroko otwartych ust lidera "byłych motocyklistów" wydobywa się, czy raczej wyskakuje gęsta, fioletowa ciecz, która następnie ląduje na twarzy Gotena i zaczyna wdzierać się do jego wnętrza przez usta i nos, dławiąc go. Przywódca ‘skórzanych’ upada natomiast nieprzytomny. Meris bez zastanowienia rzuca się ku swojemu chłopakowi, jednak zanim jest w stanie podejść dość blisko, ciecz znajduje się już w całości wewnątrz niego.
         
        MERIS
        zrozpaczona
        Goten! Powiedz coś, Gote-en…!
         
        Młody pół-Saiyanin wzdryga się tylko kilkukrotnie. Jego oczy są rozbiegane, a ich źrenice na chwilę mocno się poszerzają.

        MERIS
        z niepokojem
        Go-… -ten?

        Nagle ręka Son Gotena z impetem ląduje na ramieniu dziewczyny tak, że wręcz uginają się jej kolana. Twarz chłopaka wykrzywia się w szerokim, nienaturalnym uśmiechu.
         
        GOTEN
        z naciskiem
        Spokojnie… Nie chcę cię skrzywdzić.

        Całkowicie spanikowana Meris działa instynktownie. Odrzuca rękę Gotena i zaczyna uciekać, ile sił w nogach. Mija stojących u wejścia do zaułka "byłych motocyklistów", zdumionych jej nagłą ucieczką.
         
        MERIS
        biegnąc; w myślach
        Nie, nie, nie…! To musi być sen, zwykły koszmar. Takich rzeczy nie ma, nie istnieją!
         
        Do uszu dziewczyny dociera odgłos biegu kogoś innego dochodzący zza jej pleców. Nie musi się oglądać, aby wiedzieć, kto to taki. Intuicja jej nie myli.

        GOTEN
        biegnie szybko, skracając dystans do Meris
        Zaczekaj…! Dokąd się wybierasz?

        Meris dostaje zadyszki i widać po niej, że jest świadoma zbliżającego się końca swojej ucieczki. Zaciska zęby i na najbliższym zakręcie skręca w lewo. Wytęża całe swoje siły i pędzi przed siebie, byle dalej. Kiedy ponosi wzrok, z przerażeniem odkrywa, że wybrana przez nią uliczka jest ślepa. Pod nieprzekraczalnym dla niej murem stoją dwa kontenery na śmieci. Dziewczyna zatrzymuje się między nimi i odwraca się, po czym opiera się o ścianę.
        Może tylko obserwować, jak dziwnie zachowujący się Son Goten zbliża się do niej, nie przestając się uśmiechać.

        GOTEN
        śmiejąc się
        No i po co było się męczyć? Mówiłem, że nie chcę zrobić ci krzywdy…

        MERIS
        drżąc, policzkuje się
        No dalej, obudź się…! Obudź się!

        GOTEN
        wręcz sycząc przez zęby
        To nie sen…

        MERIS
        po jej policzkach spływają duże łzy
        Odejdź!

        GOTEN
        udając zdziwienie
        Jak to "odejdź"? Nie poznajesz mnie? To przecież ja…

        MERIS
        dygocząc
        T-Ty… n-nie jesteś nim…!

        GOTEN…?
        śmieje się pod nosem, podchodząc coraz bliżej
        Cóż, kimkolwiek jestem, wiedz, że nie rzucam słów na wiatr… Naprawdę nie zrobię ci krzywdy.
        ponownie wyszczerza się nienaturalnie
        Oczywiście… jeśli tylko będziesz współpracować

        MERIS
        zamyka oczy i nabiera powietrza, z zamiarem krzyknięcia

        Opisane poniżej wydarzenia dzieją się błyskawicznie.
        Goten, a może raczej ktoś albo coś, co przejęło kontrolę nad jego ciałem, wyciąga rękę w kierunku Meris. Nagle przed oczyma dziewczyny przemyka jakiś niewyraźny kształt. Da się odczuć silny podmuch powietrza i usłyszeć odgłos miękkiego lądowania na ziemi. Ciało Son Gotena zostaje odrzucone o kilka metrów i powalone. Zdezorientowana Melissa nie wie nawet, jak ma zareagować, ale ostatecznie to nieistotne. Słyszy tylko furkot białej peleryny i… znika. Na ulicy zostaje tylko leżący, śmiejący się cicho pół-Saiyanin.
        Blask gwiazd rozmywa się. Nareszcie pojawia się słońce.

        GOTEN…?
        nie wstając, mówi do siebie cicho
        No proszę… Widzę, że moje przybycie nie przeszło bez echa!
        spoglądając w niebo, z szerokim uśmiechem
        Coś mi mówi, że jeszcze się zobaczymy… Nameczaninie…
         
        * * *
         
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        wyżymając tkaniny
        Chyba wystarczy.
        przewieszając wilgotne tkaniny przez ramię
        Skończone…
        spoglądając w dal, ku przeciwległemu brzegowi jeziora
        Ciekawe, kiedy znowu tu będę.
        opuszczając wzrok na spokojną taflę jeziora
        Ech, Kaari! Za każdym kolejnym razem, kiedy się w tobie przeglądam, coraz mniej się poznaję…

        Mężczyzna ogląda swoje ciało w odbiciu wody. Jego strój odsłania prawe ramię i część klatki piersiowej, dzieląc jego tors niejako na pół po skosie. Jest spokojny, ale patrzy, jakby nie oglądał siebie, ale kogoś obcego, przyglądając się najdrobniejszym szczegółom sylwetki i odkrywając je na nowo.
         
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        w myślach
        Dawniej nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś będę tak wyglądać. Przecież minęło już tyle lat, a ja nadal czuję się, jakby to ciało było… pożyczone! Im silniejszy się staję, tym bardziej czuję, że czegoś mi brakuje…
        nadal w myślach, z melancholią
        Razem z treningiem skończyło się zwyczajne życie! Coś we mnie chce więcej mocy, więcej umiejętności, ale gdzie w tym wszystkim jakiś cel? "Obrońca Ziemi"? Myślę o dzisiaj, nie o "kiedyś"…!
        marszczy brwi, mówiąc do siebie cicho
        Co powiedziałby mistrz na takie skargi? On chce dla mnie jak najlepiej… Tyle zrobił dla mnie i dla wioski! Zawiódłbym go…

        Rozmyślania młodzieńca przerywa jakiś dźwięk. Wygląda, jakby usłyszał odgłos kroków znajomej osoby, a może poczuł jej obecność w inny sposób. Wkrótce odwraca się i dostrzega idącego ku niemu niewysokiego mężczyznę w średnim wieku, oczywiście odzianego identycznie, jak on sam. Człowiek ten ma podobne, kruczoczarne włosy, lecz poprzetykane już siwizną. Na jego twarzy maluje się poczciwy uśmiech. Ma ze sobą obszerną, płócienną torbę.
         
        MŁODY MĘŻCZYZNA
        wesoło
        Dzień dobry, tato!

        SENIOR
        równie pogodnie
        Nareszcie cię znalazłem, Uubie! Znowu mnie zaskakujesz! Sądziłem, że zechcesz poleżeć dzisiaj trochę dłużej w swoim własnym łóżku, w końcu jutro…

        Nasz młodzieniec to Uub we własnej osobie, a nasz senior to jego ojciec. Ostatnie słowa rodzica sprawiły, że uczeń Son Goku nieco się zmartwił, ale nie dał tego po sobie poznać, utrzymując uśmiech.
         
        UUB
        przerywając ojcu
        Chciałem jeszcze w czymś pomóc, korzystając z ostatka czasu.
        wskazując na tkaniny na swoim ramieniu
        Odjąłem trochę zmartwień mamie…

        OJCIEC UUBA
        potrząsając głową z dezaprobatą
        Masz złote serce, ale wystarczyłoby srebrne! Byłeś tutaj, aby odpocząć, tymczasem pracowałeś bez przerwy! Nie tylko na naszym polu, ale i u wszystkich sąsiadów! Do tego postawiłeś samodzielnie cztery stodoły i pięć obór!
        załamuje ręce
        Nie dałeś się dobrze ugościć!

        UUB
        ze szczerym uśmiechem
        Nie martw się! Zwykłe życie w naszej drogiej wioseczce to dla mnie najlepszy sposób na odpoczynek. Nawet nie wiesz, jak czasami tęsknię za tym miejscem, za jeziorem, za tutejszymi ludźmi… nawet za plotkującymi staruszkami!

        OJCIEC UUBA
        kiwając głową
        Tak, tak… Wielki świat to na pewno nie same luksusy, ale na pewno jest ci tam lepiej niż u nas.

        UUB
        wychodząc z wody
        Jakby to było możliwe, wolałbym, aby mistrz Goku był tutaj ze mną. Wtedy nie musiał rozstawać się z wami ani na chwilę, ale góry faktycznie lepiej służą skupieniu…

        OJCIEC UUBA
        podchodząc bliżej
        Chyba nie martwisz się tym, że nas opuszczasz? Damy sobie radę, to nie pierwszy raz! Zresztą wkrótce pewnie zobaczymy się niebawem.
         
        Po wyjściu z wody, Uub przekracza zarośla na brzegu jeziora i podąża ku ojcu, zostawiając na wysuszonej ziemi mokre ślady.
         
        UUB
        starając się o pogodny wyraz twarzy
        Tak, na pewno! Następnym razem chętnie przyprowadzę do nas mojego drogiego mistrza…

        OJCIEC UUBA
        spokojnie, ale stanowczo
        O ile wrócił już ze swojej dalekiej podróży.

        UUB
        ewidentnie poważniej i smutniej
        Jeśli nie wróci wkrótce, to i tak będę musiał naradzić się z jego przyjaciółmi. Może będzie trzeba go szukać.

        OJCIEC UUBA
        nie tracąc spokoju
        Nie znam twojego mistrza tak dobrze, jak ty, ale jestem przekonany, że to zaradny człowiek. Wróci na pewno.

        UUB
        nieco pocieszony
        Masz rację, tato. Niepotrzebnie martwię się na zapas…
         
        Z oddali zaczyna być słyszalne czyjeś pokrzykiwanie. To głos dojrzałej kobiety, która kogoś woła.

        KOBIETA
        woła
        Padamie! Gdzie jesteś…?

        OJCIEC UUBA
        zakłopotany
        Ach… Chyba powinienem był dać jej znać, gdzie idę!

        UUB
        uśmiechnąwszy się
        Wygląda na to, że i tak zaraz się dowie.

        OJCIEC UUBA
        odwróciwszy się w stronę, z której dobiegał głos kobiety, woła
        Tu jestem, Parato! Przyjdź nad jezioro!

        PADAM to imię ojca Uuba, a PARATA to imię jego matki.
        Wkrótce, zgodnie z oczekiwaniami, widoczna staje się kobieta w średnim wieku ubrana w jednoczęściowy strój, który zakrywa jej ciało od kostek aż po głowę, na której tworzy coś w rodzaju kaptura, odsłaniającego z frontu twarz, szyję i po części również włosy. Ma ona pogodny wyraz twarzy.
         
        PARATA
        z ulgą
        Już myślałam, że Uub chciał wymknąć się po cichu… Dobrze was widzieć!

        UUB
        wesoło
        Nie obawiaj się, mamo. Własnych rodziców nie mógłbym pozostawić bez pożegnania.

        PADAM
        kładąc dłoń na ramieniu Uuba
        Na pewno jest jeszcze wiele osób, które chciałyby się z tobą zobaczyć, zanim opuścisz wioskę.

        UUB
        spokojnie, ale z naciskiem
        Wiem, ale… tym razem to wy przekażcie im moje pozdrowienia. Wiecie, że źle znoszę pożegnania…

        PARATA
        z podejrzliwością
        Źle znosisz…?

        PADAM
        troskliwie
        Na pewno wszystko w porządku, synu?

        UUB
        opuściwszy wzrok
        Potrzebuję czasu, żeby pomyśleć… i rozmowy z mistrzem Goku.

        PADAM
        spoglądając w oczy syna
        Jeśli możemy w czymkolwiek pomóc…

        UUB
        stanowczo
        Pomogliście już bardzo wiele. Dziękuję wam! Resztę pracy muszę wykonać sam.

        PADAM
        z dumą
        Widzę bardzo dobrze, jak bardzo dojrzałeś i czuję, że twoje słowa są wiarygodne. Na pewno znajdziesz spokój ducha.

        PARATA
        uśmiechając się
        A gdybyś nie znalazł go sam, możesz się tu znaleźć w mgnieniu oka. Cała wioska jest z tobą!

        UUB
        spoglądając na rodziców z zadowoleniem
        Dobrze jest mieć swoje miejsce na ziemi…

        PADAM
        żartobliwie
        I móc znaleźć się w nim tak szybko, jak ty, wojowniku!
        wyciąga z torby pakunek
        Właśnie, mam tu coś dla ciebie…
         
        UUB
        szczerze zaciekawiony
        A co to takiego?

        PARATA
        z dumą
        Odświeżyliśmy twój strój, w którym ćwiczysz z mistrzem. Ja zaszyłam naddarcia, tata zabarwił na nowo, bo zaczął już blaknąć…
        sięgając w zawinięcie swojego stroju
        Przyda ci się jeszcze to.
        wyjmuje czystą, wyglądającą jak nowa parę butów

        UUB
        odbierając przedmioty z rąk ojca i matki
        Nie spodziewałem się! Teraz nawet w oddaleniu będę o was pamiętał…

        PADAM
        z westchnieniem
        Skoro masz już swój strój, to…

        PARATA
        pewnie, wchodząc w słowo mężowi
        Leć już, Uubie! Nie trwaj dłużej w niepewności, bo to niczemu nie służy. Im szybciej dowiesz się, co tak naprawdę cię trapi, tym prędzej odetchniesz z ulgą.

        UUB
        zamyślony
        Tak… Macie rację!

        Uub nagle rzucił się do przodu, obejmując zarówno ojca, jak i matkę jednym ruchem swojego ramienia. Zdezorientowani rodzice z trudem oddychają w jego mocnym uścisku, ale szybko zostają puszczeni.

        UUB
        głośno
        Bądźcie zdrowi, rodzice! Miej się dobrze, wiosko…!
        krzyczy, patrząc w niebo
        Przybądź do mnie, Kinto’un!

        W mgnieniu oka na horyzoncie pojawia się żółty obłoczek, należący ongiś do samego Son Goku. Uub w międzyczasie zakłada otrzymane od matki buty i umieszcza pakunek ze swoim gi w bezpiecznym miejscu pod górną częścią swojego odzienia.
        Kiedy chmurka Kinto dociera na miejsce, chłopak wskakuje na nią i ląduje miękko oraz pewnie, bez zachwiania.
         
        UUB
        woła z entuzjazmem
        Do zobaczenia wszystkim! Wrócę szybciej, niż wam się wydaje…!

        Kinto w jednej chwili wzbija się w powietrze i z imponującą szybkością znika wraz z Uubem w oddali, skupiając na sobie uwagę wszystkich przesiadujących nad brzegiem Kaari staruszków. Rodzice Uuba nadal wpatrują się w miejsce, w którym ostatni raz widoczny był ich lecący na chmurze syn.
         
        PARATA
        cicho, zmartwiona
        Co z nim, Padamie…? Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego. Zachowuje się, jakby leciał na drugi koniec świata, a wcale nie udaje się aż tak daleko.

        PADAM
        wciąż patrząc w dal
        Chyba nie o to chodzi…

        PARATA
        mimowolnie się uśmiechając
        Na jego miejscu nie przejmowałabym się dystansem. Nawet bez tej magicznej chmurki leciałby szybciej niż orzeł! Od kiedy poznał tego Goku, nie jest już taki jak my, zwykli ludzie…

        PADAM
        jakby olśniony
        Otóż to, Parato, otóż to… Myślę, że tu leży sedno sprawy.

        PARATA
        zaskoczona
        I zaczęłoby go to dręczyć dopiero teraz?
         
        PADAM
        poważnie
        Niektórzy mawiają, że czas leczy wszystkie rany. A ja ci powiem inaczej, Parato — niczego nie można zostawiać samemu czasowi, bo inaczej z niepozornego zacięcia może być wielki, wielki ból…

        Rodzice Uuba milkną i zamyśleni kierują się do swojego domu.
        Życie w wiosce toczy się swoim biegiem. Większość jej mieszkańców dopiero budzi się, aby znowu podjąć pracę. Są nieświadomi rozterek Uuba, prawdziwego celu misji Son Goku i tego, z jaką niecierpliwością oczekują na niego jego przyjaciele. Nie wiedzą także o nieproszonym gościu, który spadł na Ziemię z nieba.
        Niebo jest czyste. Przynajmniej na razie.
         
        * * *

        Okładka Rozdziału 14: Son Goten i Meris przeprawiają się przez góry na motorze przypominającym TF-500. W tle wschód słońca.

        * * *

        Polecamy!
        [DB Multiverse]

        comments powered by Disqus
        Nasza strona korzysta z plików cookie zgodnie z ustaloną przez nas Polityką Cookies.
        Warunki przechowywania lub dostępu mechanizmu cookie możesz ustawić w Twojej przeglądarce.

        Pomoc

        Pomoc

        Obserwuj nas

        Cookies

        Dragon Ball GT Rewritten 2020-2024
        Nasza strona korzysta z plików cookie zgodnie z ustaloną przez nas Polityką Cookies.
        Warunki przechowywania lub dostępu mechanizmu cookie możesz ustawić w Twojej przeglądarce.
        Wróć do spisu treści